Morderczy uścisk komercji czy brak profesjonalizmu
14 marca 2003
Ile razy kilka osób profesjonalnie zaanagażowanych w audiofilski sprzęt audio zacznie dyskutować o aktualnej sytuacji na rynku, tyle razy nastrój robi się wisielczy. No bo koniunktura słaba, klienci bez gotówki, a do tego trzeba się jeszcze zmagać w nierównej walce z Siłami Komercji. Komercja to kino domowe, to MP3, to duże firmy z potężnymi budżetami na reklamę, to klienci nastawieni na szybką konsumpcję towarów niskiej jakości itd. itp.
To prawda, że koniunktura faktycznie słaba, zasobność portfeli klientów skromniutka, no i obroty kiepskie. Ale mimo wszystko nie potrafię sie psychicznie dostroić do zgorzkniałych producentów i handlowców zajmujących się sprzętem audio (tych którzy nie zdołali zakorzenić się na rynku kina domowego). Nie oznacza to, że chcę negować fakty, z faktami się bowiem nie dyskutuje. Nie chcę też faktów ignorować i nie chcę ich w żaden szczególny sposób interpretować. W przeciwieństwie do większości branżowgo środowiska, gdzie indziej szukam przyczyn, które do dekoniunktury się przyczyniły.
Komercja traktowana jak jakiś niepokonany potwór nie pasuje mi do tego co widzę wokół siebie. Czy rzeczywiście środowisko profesjonalne nie może wpłynąć na kształt rynku? Czy aby słowo "komercja" nie stało się łatwym usprawiedliwieniem własnych zaniedbań i błędów?
Te pytania nie są stylistycznymi figurami, nie chodzi mi o to by w formie pytającej zasugerować odpowiedź. Należy je rozumieć dosłownie. Ciekawi mnie co by było gdyby poziom profesjonalizmu w branży audio osiągnął przyzwoity poziom. Twierdzę bowiem, że poziom aktualny jest niezadowalający. Ciekawi mnie co by było, gdyby w firmach audio znalazła się grupa odważnych ludzi, gotowych do podjąć próbę kształtowania rynku. Czy i wówczas potwierdził by się szkodliwy wpływ komercji? Być może tak. Ale kto wie, może to nie okoliczności zewnętrzne (a w każdym bądź razie nie tylko one), lecz kumulacja wielu mniejszych i większych błędów oraz zaniedbań prowadzi do marnotrawienia istniejącego potencjału, do zniechęcenia starych klientów i małego napływu nowych. Nie znam odpowiedzi na to pytanie i nie sądzę by ktokolwiek miał prawo powiedzieć, że ją zna. Rozwiązanie takiej zagadki może przynieść tylko doświadczenie. Branża audio przypomina mi sportowca narzekającego, że nie zrobił kariery. Ale jest to sportowiec, który się nie przykładał do treningu, nie dbał o właściwą dietę i pozwalał na szkodliwe używki. Kto może w takiej sytuacji powiedzieć co też by ten sportowiec osiągnął gdyby nie te wszystkie zaniedbania? Ano nikt. Trzeba spróbować by się o tym dowiedzieć.
Nie będę się starał udowodnić, że istnieje jakiś prosty sposób pozwalający uczynić z branży audio enklawę doskonałej prosperity. Są jednak przesłanki, które pozwalają postawić hipotezę, że sytuacja mogła by być lepsza niż jest teraz. Zwróćmy uwagę na następujące okoliczności:
1. Sprzęt audiofilski jest towarem specjalistycznym, jego rynkowy udział należy raczej liczyć w promilach a nie w procentach. Nie jest więc powiedziane, że rynek audiofilski musi ściśle naśladować wahania globalnej koniunktury. Jeśli tylko odsetek audiofili wśród wszystkich kupujących wzrósł by choć o jeden promil, to sytuacja w branży by się polepszyła. Ten pojedynczy promil w skali całego rynku oznaczał by pewnie wzrost liczby audiofili o kilka lub kilkanaście procent!
2. Skoro sam rynek jest nieduży, skromna jest też wielkość środowiska profesjonalistów. Doskonale wiedzą to sami zainteresowani, ponieważ w przytłaczającej większości wszyscy się znają osobiście. A to daje niewielkim grupom osób relatywnie duże możliwości oddziaływania na otoczenie. Jeśli w stuosobowym gronie kilkanaście osób zacznie w jakiejś sprawie współdziałać, to możliwe jest, że skutki tego współdziałania wpłyną na działalność całej setki. Trudno jednak dostrzec jakiekolwiek objawy współdziałania w branży audio. W Polsce ten problem jest szczególnie jaskrawy, ale i poza naszymi granicami jest to też zauważalne.
3. Nie mam zamiaru idealizować audiofilskiej klienteli. Ona też ulega modom, reklamie, ma skłonność do generalizowania opinii i wiele innych przywar. Nie można jednak popadać w przesadę i trzeba obiektywnie stwierdzić, że rynek audiofilski nigdy nie był i nadal nie jest rynkiem typowo komercyjnym. Mimo wszelkich złych skłonności audiofile tak czy tak poważnie różnią się od nabywców kupujących towary na rynkach typowo komercyjnych. Podchodzą do swych zakupów z dużo większym zaangażowaniem emocjonalnym, mechanizm podejmowania decyzji o zakupie audiofilskiego sprzętu audio jest bardziej złożony niż w przy zakupach wielu innych towarów. Dla uzasadnienia tezy o wszechobecności komercji pomija się fakt istnienia grupy nieźle zorientowanych w temacie klientów, którzy są mało podatni na wszelkie zabiegi reklamowe - tacy ludzie też chodzą po świecie.
4. Konsekwencją obserwacji z punktu 3 jest wniosek, że do sprzedaży produktów można wykorzystać nie tylko zestaw środków z dziedziny reklamy, ale i szereg innych sposobów. Przecież argumentem skłaniającym klienta do zakupu może być także wysoka jakość produktów i usług. Skomplikowany system motywacji skłaniający klientów do zakupu sprzętu audio nie musi być traktowany jak przekleństwo, ale jako wyzwanie, jako sposób na kreowanie rynku i na odszukanie w nim swego miejsca. Samo sformułowanie "kreowanie rynku" nie musi wcale budzić odrazy. Choć zwykle używają go specjaliści od marketingu wyznający stricte komercyjną filozofię działania, to jednak można przecież kreować rynek o mniej komercyjnym obliczu. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że kreowanie niekomercyjnego rynku musi z definicji różnić się od kreacji rynku komercyjnego, a wiele osób łatwo o tym zapomina. Nie można przy pomocy oszukańczych sztuczek propagować modelu działania bez oszukańczych sztuczek...
5. Sądząc po wielkości rynku fonograficznego, ilość osób zainteresowanych muzyką, czyli potencjalnych kandydatów na audiofili, jest ogromna. Niestety już na etapie poszukiwania nowych klientów trudno zauważyć jakąś istotną aktywność firm audiofilskich. Co bodaj jeszcze gorsze, ci nowicjusze, którzy jednak wykażą jakieś zainteresowanie sprzętem audio są przez branżę źle traktowani. Scenka pod tyłułem "u dealera hi-fi" weszła do klasyki angielskich skeczów telewizyjnych, a opowiada ona o kliencie, który trafił do specjalistycznego sklepu ze sprzętem audio. Nieszczęśnik ów został tam zarzucony nowym dla niego żargonem i potraktowany jak niedouczony dyletant. Branża audio nie wspomaga właściwie początkujących klientów.
6. Kłam o braku młodej klienteli zainteresowanej audio zadaje też burzliwy rozwój rynku multimedialnych komputerów. Zdumiewająca jest transformacja mentalności wielu osob z kręgów audiofilskich. O ile dawniej użytkownicy tanich urządzeń popularnych takich jak radiomagnetofony czy mini-wieże byli traktowani jako potencjalni kandydaci na audiofili, to użytkownicy MP3 już nie są tak postrzegani. W jednym i w drugim przypadku chodzi o to samo: przekonanie użytkownika sprzętu niskiej klasy do zainteresowania produktem wyższej jakości. Wcale nie musi to być zainteresowanie w skali masowej. W czasach tradycyjnego, analogowego sprzętu przytłaczająca większość klientów nigdy nie przekroczyła poziomu sprzętu masowego, tylko nieliczni zainteresowali się sprzętem audiofilskim. Podobne oczekiwania można mieć względem rzeszy miłośników dźwięku z komputera.
7. W 1983 roku weszła na europejski rynek płyta CD. Od tego czasu, czyli od dwudziestu lat, w audio nie pojawił się żaden techniczny przełom, który mógłby nakręcić koniunkturę. Płyty DVD za takowy przełom nie uważam, bo dla audio ma ona umiarkowane znaczenie. W przedziale 25 lat przed pojawieniem się CD na rynku audio miało miejsce kilka zasadniczych zmian posuwających rynek do przodu. Najpierw samo pojawienie się masowo produkowanych płyt gramofonowych, potem wprowadzenie stereo, upowszechnienie magnetofonów - najpierw szpulowych a potem kasetowych. Było też kilka mniejszych impulsów jak choćby pojawianie się kolejnych wersji systemów redukcji szumów czy nowych rodzajów urządzeń przenośnych. Jedyna przełomowa zmiana po wprowadzeniu CD to zastosowanie plików komputerowych do zapisu muzyki. Ten fakt przez specjalistyczny przemysł audio został jednak zignorowany.
Powyższe wywody oczywiście nie dają konkretnych odpowiedzi, ani tym bardziej nie zawierają żadnych propozycji rozwiązań. To tylko zbiór kilku hipotez. Ale nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł w poważny sposób podejmować próby analizy sytuacji na rynku audio bez uwzględnienia tych okoliczności, które opisałem powyżej. Niestety wydaje mi się, że wiele osób próbuje dokładnie tak właśnie robić. (GS)