Oscyloskop kontra złote ucho
maj 1993
Uważni czytelnicy prasy fachowej zajmującej się sprzętem hi-fi, a także ci, którzy mają odpowiednio szerokie kontakty z audiofilami, zapewne zwrócili uwagę na zróżnicowanie opinii w różnych kwestiach. Czasami dochodzi do ostrych sporów. Nieraz w dyskusjach - zarówno prasowych jak i prywatnych - podważa się rozsądek i kompetencje adwersarzy. Zapewne wielu spośród czytających te słowa zna takie dyskusje z własnego doświadczenia.
Niektóre z tych nieustających debat mają swoje rzeczywiste podłoże. Jest długa lista problemów, które czekają na rozwiązanie i są przez to znakomitym tematem do dyskusji. Przykładem może być zdefiniowanie działania idealnej kolumny głośnikowej. Każdy, kto zajmuje się akustyką z zamiłowania na pewno znajdzie sporo satysfakcji szukając odpowiedzi na takie pytanie, lub choćby obserwując wysiłki innych w tej dziedzinie. Różnica zdań w tej sprawie jest zrozumiała. Stan naszej wiedzy jest zbyt mały by rozwiązać tak postawiony problem. Zróżnicowane warunki spotykane w pomieszczeniach odsłuchowych, niewystarczający poziom osiągnięty przez psychoakustykę, ciągłe zmiany technik omikrofonowania - to tylko część praktycznych ograniczeń uniemożliwiających znalezienie ostatecznej odpowiedzi. Być może kiedyś wreszcie uda się rozwikłać tę zagadkę, ale póki co koncepcje odpowiedzi są różne.
Przy okazji warto wspomnieć, że komplikacja problemu nie usprawiedliwia propagowania przeróżnych teorii sprzecznych z rzeczywistością. Ten temat pozostawię jednak na przyszłość.
Jest grupa problemów subiektywnych w swej naturze. Jeśli skazani jesteśmy na kompromis (czyli w praktyce zawsze!), to nauka nie da nam odpowiedzi na pytanie, który wariant jest bardziej prawidłowy. Szlachetna dyskusja o wyższości brzmienia niemieckiego nad angielskim (czy też odwrotnie) będzie trwała nadal, a jej uczestników można pochwalić za chęć wymiany poglądów i obrony swoich racji. Tak naprawdę nie można obiektywnie stwierdzić, czy przy nieuchronności różnych ograniczeń lepiej jest poświęcić neutralność średnich tonów, czy zakres dynamiki, czy też wypełnienie basu. Dyskusje tego typu wcale nie muszą być jałowe, dotyczą bowiem takich ważnych spraw jak sposób odbioru muzyki czy nawet estetyki w ogóle. Ich obiektywne rozwiązanie nigdy jednak nie nastąpi.
Natomiast z uczuciem znużenia i zawodu patrzę na wzajemny stosunek ludzi różniących się w kilku innych kwestiach. Jedną z nieustających kłótni jest spór subiektywistów z obiektywistami. Co jest lepsze: złote ucho, czy wyrafinowana aparatura pomiarowa? Czy o jakości sprzętu przesądza subiektywny "wyrok" recenzenta, czy obiektywne liczby i wykresy zebrane drogą pomiarów? Adwersarze nie żałują sobie nawzajem uszczypliwości i ironii.
Bardziej kulturalni obiektywiści traktują subiektywistów z pobłażaniem. Przecież tolerancyjny człowiek nie zabroni nikomu wydatkowania pieniędzy na kosztowne kable, filtry sieciowe i inne elementy, które nie mają stempla "naukowej" akceptacji. Zbieranie "gorszych" płyt analogowych traktują jako dziwactwo, nieszkodliwe hobby, podobne do zbierania znaczków.
Z drugiej strony barykady patrzy się na oponentów jak na pyszałków zadufanych w sobie i ślepo wierzących w moc przyrządów pomiarowych, nie rozumiejących, że istotą zagadnienia jest zapewnienie słuchaczowi satysfakcji.
Jest to sytuacja dziwaczna, śmieszna i przygnębiająca zarazem. Nie chcę przez to powiedzieć, że sprzęt hi-fi jest czymś tak szczególnie ważnym byśmy z jego powodu mieli popadać w melancholię. Jest w nas coś takiego co powoduje, że bez żadnego zewnętrznego przymusu zamykamy oczy na różne sprawy, których wygodnie jest nam nie zauważać. Można to nazwać bezmyślnością, można też dosadniej. Takie są ułomności ludzkiej natury. Elektroakustyka cierpi niejako przy okazji.
Subiektywiści mają punkt wyjścia do dyskusji, który trudno podważyć. Chcą by dźwięk się im po prostu podobał. To ich święte prawo i nikt nie może im tego odmówić. Jeśli ktoś woli brzmienie wzmacniacza o większych zniekształceniach, to jest zupełnie naturalne, że właśnie ten wzmacniacz sobie kupi. I bardzo dobrze. Takie podejście jest konsekwentne i wiedzie do konkretnego celu.
Mimo tej konsekwencji nasuwają się wątpliwości. Po pierwsze rodzi się pytanie, jak szukać lepszych rozwiązań nie dociekając przyczyn zmian, które słyszymy? A przyczyny to sprawy techniczne, bo sprzęt hi-fi to nic innego jak zestaw urządzeń technicznych i temu zaprzeczyć nie sposób. Tu oczywiście można twierdzić, że te sprawy powinny pozostać zmartwieniem konstruktorów. Osobiście nie widzę żadnego powodu by zwykły klient miał być pozbawiany informacji o związkach między jakością dźwięku a rozwiązaniami i parametrami technicznymi - jeśli tylko takie zależności da się stwierdzić.
Drugi problem z subiektywistami jest równie poważny. Dopóki zajmują się swoimi prywatnymi sprawami to trudno im czynić zarzut, że kierują się wyłącznie własnym gustem i upodobaniem. Jednak gdy chodzi o kształtowanie cudzych opinii i gustów to nie można zaakceptować jednoosobowego monopolu na ustalanie obowiązującego wzorca, i to nawet w przypadku osób z dużym doświadczeniem.
Przyglądając się życiorysom sławnych badaczy i odkrywców, zetkniemy się często z charakterystycznym typem naukowca-dogmatyka. Człowiek taki zawsze bezlitośnie krytykuje i podważa wszelkie twierdzenia, których nie potrafi uzasadnić przy pomocy znanych już prawideł. Możnaby sądzić, że to czego się nie da uzasadnić po prostu nie istnieje, jest wyłącznie urojeniem. Tego typu słabości mieli też ludzie skądinąd twórczy. Ileż to razy dowodzono, że taki czy inny pomysł jest bez sensu, następnie zaś bez większych trudności wcielano go w życie. Przecież powołując się na naukę twierdzono, że nigdy nie poznamy składu chemicznego gwiazd, że prąd zmienny nie znajdzie powszechnego zastosowania, i że statki z metalowym kadłubem nie będą pływać.
Postęp w nauce zawsze opierał się na poszukiwaniu odpowiedzi, a nie na podsumowywaniu znanych zasad. Wielu zjawisk psychoakustycznych nie potrafimy dokładnie wyjaśnić, lecz nie oznacza to, że one nie mają wpływu na nasze wrażenia odsłuchowe. Jeśli znane nam metody pomiarowe nie wykazują różnic pomiędzy dwoma egzemplarzami to nie oznacza, że takie różnice nie istnieją. Nie ma w tym stwierdzeniu ani krztyny nowatorstwa czy oryginalności, a jednak nie trafia ono do przekonania ogromnej masy ludzi bezkrytycznie wierzących w swoja techniczną wiedzę, nawiasem mówiąc, w wielu przypadkach jest to wiedza dość mocno niekompletna.
Nie wiem jak potoczą się sprawy w dalszej przyszłości, ale jestem prawie pewien, że jeszcze przez dłuższy czas ani samo ucho, ani sam oscyloskop nie wystarczy. (GS)