Audiofilska drożyzna, prawda czy mit
Pisząc o audiofilskiej drożyźnie musimy określić kontekst naszych rozważań. Jako wprowadzenie warto najpierw przeczytać nasz tekst o samym pojęciu audiofila. Jak wyjaśniliśmy w tym artykule, na hifi.pl trzymamy się uściślonej definicji audiofila, czyli kogoś, komu zależy na jakości dźwięku odtwarzanego w domowym audio, bez określania dodatkowych warunków. Natomiast kontekst jest taki, że teza o audiofilskiej drożyźnie jest wysuwana głównie przez osoby, które w wymienionym artykule określiliśmy mianem antyaudiofilów. Według tezy postulowanej przez te osoby drożyzna jest owocem irracjonalnej pogoni za wyimaginowanymi różnicami w jakości brzmienia. Mając określony kontekst i terminologię możemy przejść do konkretów.
Przede wszystkim trzeba zacząć od samych cen jako takich. Określenia drogi czy tani mają charakter względny, zawsze wynikają z jakiegoś porównania. Jako punkt odniesienia weźmy ceny z czasów kiedy skojarzenie audiofilstwa z drożyzną było znacznie słabsze. Według kalkulatora inflacji z witryny Bank of England od połowy lat 1980-tych do listopada 2023 siła nabywcza funta spadła niemal dokładnie trzy razy. Do tego trzeba jeszcze uwzględnić kurs funta. Według parametrów z listopada 2023 odpowiednikiem ówczesnego sprzętu z przedziału 100-120 funtów są urządzenia z przedziału 1.500-1.800 złotych. Ceny podstawowych modeli poważnego audio jak widać wcale nie wzrosły. W połowie lat 1980-tych powyżej 1.000 funtów rynek dość mocno się przerzedzał. I tu widać zmianę. Teraz sektor powyżej 15.000 złotych jest reprezentowany bardzo licznie. Stwierdzenie, że sprzęt zdrożał jest nieścisłe, a po części nawet mylące. Natomiast prawdziwe jest stwierdzenie, że obecnie na rynku jest więcej drogiego sprzętu.
Dość łatwo można zauważyć, że sprzęt współczesny, zwłaszcza ten droższy, wygląda inaczej niż sprzęt sprzed około czterdziestu lat. Mogę tu przytoczyć pewną anegdotę. Działo się to około roku 1980. Znajmomy, który nie znał zagranicznego rynku audio zgadywał ceny wzmacniaczy na podstawie zdjęć z angielskiego czasopisma. Trochę dla żartu przyjął zasadę, że im brzydszy tym droższy. No i stosując taką metodę niewiele się mylił. Do dziś pamiętam komentarz do jednego ze zdjęć ten jest bardzo brzydki, musi być bardzo drogi. We współczesnym sprzęcie audio sprawy mają się zupełnie inaczej. Przywiązuje się dużo uwagi do wzornictwa i luksusowego wykończenia. To oczywiście podnosi koszty.
W warstwie technicznej też nastąpiły zmiany. Wzmacniacze mają większe moce, w użytku jest więcej form zapisu i transmisji muzyki, pojawiły się możliwości różnorakiego strumieniowania, średnio rzecz biorąc sprzęt ma większy zestaw dostępnych funkcji. We wszystkich rodzajach sprzętu znacznie częściej spotyka się podzespoły o wyśrubowanych parametrach technicznych. Weszło do użytku sporo nowych materiałów, nieraz zaawansowanych technicznie i drogich. Owszem, w branży elektronicznej często jest tak, że wraz z pojawianiem się kolejnych generacji układów półprzewodnikowych lepsze parametry można uzyskać za mniejsze lub takie same pieniądze. No ale nie można bezkrytycznie zakładać, że wszystkie nowinki będą wprowadzane bez wzrostu kosztów tylko dzięki postępowi w produkcji części elektronicznych. Zwłaszcza, że oprócz półprzewodników na urządzenia audio składa się wiele więcej elementów.
Zmienił się handel. Mamy więcej sklepów, z reguły mają one bogatszy wystrój i więcej towaru. Więcej mamy też branżowych mediów i więcej producentów. Firmy częściej promują swoje wyroby na wystawach w odległych krajach. Wszystko to kosztuje i gdzieś na końcu musi znaleźć odbicie w cenie sprzętu. Jak się wydaje nastawienie ludzi kierujących firmami audio też się zmieniło, wzrósł średni poziom aspiracji finansowych i wzrosła też ilość osób, które takie aspiracje mają. To kształtuje politykę firm i jak widać znajdują się klienci akceptujący wyższe ceny.
Zmiany wspomniane powyżej można sprowadzić do wspólnego mianownika, a mianowicie do zmiany charakteru rynku. Dawniej segment masowy audio można było traktować na prawach rynku praktycznych artykułów wyposażenia domu, a rynek audiofilski na prawach rynku hobbystycznego. To podejście nie było ścisłe, ale było jednak bliskie rzeczywistości. Owszem, były też firmy jak Bang&Olufsen, ale to nie one kształtowały rynkową średnią. Z biegiem lat na znaczeniu zyskały dwa nowe czynniki. W sektorze masowym wzrosła rola gadżeciarstwa kosztem praktycznego utylitaryzmu. A sektor premium nabrał cech rynku towarów luksusowych. Poszerzył się zestaw motywacji decydujących o zakupie nowych urządzeń i siłą rzeczy motywacje czysto hobbystyczne już nie są tak dominujące.
Trzeba też wziąć pod uwagę ogólny wzrost zamożności. Nie należy się dziwić, że bogatszy audiofil kupi sobie droższy sprzęt w poszukiwaniu lepszej jakości. I podkreślmy, że według stosowanej przez nas terminologii audiofil to osoba zainteresowana jak najlepszą jakością dźwięku, wcale nie musi to być osoba działająca nieracjonalnie. Tu warto też przypomnieć o prawie malejących zysków, a więc zasadzie, według której w miarę podnoszenia jakości coraz mniejsze udoskonalenia kosztują coraz większe pieniądze. Choć nie jest to zasada ścisła, średnio rzecz biorąc jest ona prawdziwa. A poza tym zamożni nabywcy pozbawieni audiofilskiego bakcyla też mogą się skusić na całkiem drogie modele sprzętu audio. Skoro ktoś kupuje drogie meble (a nie siedzi się na nich wcale wygodniej), drogie zegarki (a nie pokazują one dokładniej czasu) czy drogie żyrandole (a nie dają one lepszego oświetlenia), to i drogie kolumny może sobie kupić.
Kolejna sprawa to ewolucja mentalności, zarówno sprzedających jak i kupujących. Umykają naszej uwadze zjawiska, z którymi mamy styczność na codzień. Jesteśmy ciągle zachęcani do konsumpcyjnego trybu życia i co trzeba podkreślić, w dużej mierze chodzi o konsumpcję rzeczy, które są kupowane nie ze względu na swą wartość naturalną, czyli swą wartość techniczną czy użytkową, ale są kupowane dzięki wykreowaniu wartości postrzeganej. Prawie cały rynek drogiej odzieży bazuje na wartości postrzeganej. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że firma Apple zarabia dzięki wartości postrzeganej miliardy dolarów w każdym kwartale. Trudno oczekiwać by rynek audio był odizolowaną wyspą wolną od tego typu zjawisk. W pewnym stopniu wspomniane wyżej zabiegi dotyczące wyglądu czy parametrów służą kreacji wartości postrzeganej. Ale do tego celu wykorzystuje się też wiele innych działań.
A co z czynnikiem irracjonalnym, z kupowaniem drogich rzeczy o wątpliwej skuteczności pod kątem poprawy jakość dźwięku? To zjawisko też występuje. Najbardziej jest to widoczne w przypadku akcesoriów i kabli. Można oczywiście krytykować decyzje nabywców i fantazyjne wywody osób/firm promujących takie rozwiązania. Rzecz w tym żeby z tego powodu nie pomijać innych, nie mniej istotnych czynników.
Większa ilość drogiego sprzętu na rynku specjalistycznego audio jest faktem. Nie można się jednak zgodzić z osobami, które głównej przyczyny tego stanu rzeczy upatrują w braku rozsądku grupy klientów błędnie utożsamianej z audiofilami. Zmienia się sytuacja społeczna, zmieniają się klienci, zmieniają się modele konsumpcji i to są kluczowe czynniki, które wpływają na kształt wielu rynków, a w tym także rynku audio. Żeby nasze wypowiedzi były zgodne z rzeczywistością zamiast przymiotnika audiofilski należy częściej używać przymiotnika luksusowy.