Cambridge CD6
recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 6/97
Wymiary: 430,90,300 mm
Wyjścia: standardowe, koncentryczne BNC
Cena (12/1997): 2.000 zł
Zestaw testowy 1: LFD LS0/PA2M, Rogers Studio 7
Zestaw testowy 2: LFD LS0/PA2M, Zoller Design Metropolis Imagination
Kiedy przyszło do pisania niniejszej recenzji, zauważyłem, że firma Cambridge Audio zajmuje w mej pamięci miejsce szczególne. Z jednej strony wydaje się jakby istniała ona od zawsze (czyli od początku moich audiofilskich zainteresowań). Z drugiej strony nie wiem o niej właściwie prawie nic konkretnego, wszelkie zakodowane w głowie informacje dotyczą jedynie co bardziej udanych produktów. Przeglądając recenzje z czasopism angielskich trochę rozjaśniłem swe własne wątpliwości. Firma jest faktycznie dość stara - istnieje sporo ponad 20 lat. Jednak czasami znajdowała się w okresach przejściowego uśpienia, zmieniała też właścicieli. Pewnie dlatego brak jakichś konkretnych skojarzeń z marką. Firmy specjalistyczne często silnie identyfikujemy z konkretnymi osobami (np. Audio Physic - Joahim Gerhard, Electrocompaniet - Per Abrahamsen, Meridian - Bob Stuart, itd.). A w przypadku Cambridge Audio o takie skojarzenie raczej trudno. Co ciekawe nawet adres firmy już nie jest zgodny z nazwą. Dawniej faktycznie mieściła się ona w okolicach Cambridge, brytyjskim centrum produkcji sprzętu audio. Teraz na prospektach widnieje adres londyński.
Z zewnątrz odtwarzacz Cambridge przedstawia się całkiem skromnie. W zestawieniu ze zbliżonymi cenowo produktami japońskimi sprawia mało korzystne wrażenie wizualne, moim zdaniem niedrogie komponenty NAD również wyglądają nieco atrakcyjniej. Wygląd CD6 kojarzy mi się z niedrogimi odtwarzaczami sprzed kilku lat. Klawisze umieszczone na przedniej ściance pozwalają tylko na obsługę w podstawowym zakresie. Oprócz obsługi szuflady wszystkie pozostałe klawisze służą do realizacji funkcji transportowych (odtwarzanie, stop, pauza, przeskok, przeszukiwanie). Pozostałe funkcje są już dostępne z pilota. Wbrew pierwszemu wrażeniu, które stwarza widok przedniej ścianki, możliwości użytkowe nie różnią się od typowych standardów wyznaczanych przez urządzenia japońskie. Na wyświetlaczu oprócz licznika czasu umieszczono też wskaźnik odtwarzanego utworu, ma on kształt okrągłego zegara.
Natomiast ciekawiej wygląda to od strony elektronicznej. Przede wszystkim sporym zaskoczeniem jest zastosowanie wyjściowych gniazd XLR do połączeń symetrycznych. Idea symetrycznego toru staje się ostatnimi laty bardziej popularna, ale ten trend dotyczy tylko drogiej elektroniki. Natomiast CD6 do miana sprzętu hi-endowego aspirować nie może żadną miarą. Jest to tylko klasa średnia - nawet według skromniejszych, polskich standardów. Nie przypominam sobie żadnego innego odtwarzacza o zbliżonej cenie z wyjściami XLR. Myślę, że niektórzy nawet zarzucą firmie pewną przesadę. Pamiętam jak jeden z angielskich recenzentów zastanawiał się kiedyś nad sensownością instalacji wyjść XLR w znacznie droższym odtwarzaczu. W istocie można bowiem powątpiewać, czy nabywcy CD6 będą dysponowali zrównoważonymi wzmacniaczami. Prawdę mówiąc jest to raczej mało prawdopodobne. Jeśli ktoś z Państwa zalicza się do zwolenników konstrukcji zrównoważonych i ma nadzieję, że CD6 wyznaczy jakiś nowy trend - to chciałbym ostudzić nadmierny optymizm. Produkcja odtwarzaczy ze wyjściami zrównoważonymi nie nastręcza większych trudności i nie wiąże się ze szczególnie dużymi kosztami. Dla rozpowszechnienia zrównoważonych systemów audio większe znaczenie ma produkcja odpowiednich wzmacniaczy - a to nie jest już ani tak proste, ani tak tanie jak w przypadku odtwarzaczy CD. Niezależnie od tej całej otoczki, trzeba jednak odnotować ten szczegół jako element podnoszący wartość materiałową CD6. Oprócz tego są oczywiście konwencjonalne wyjścia Cinch i elektryczne wyjście cyfrowe. To ostatnie w postaci gniazda BNC, a nie popularniejszego Cinch. CD6 nie ma wyjścia słuchawkowego.
Wewnątrz widoczne są starania do zwiększenia izolacji poszczególnych bloków odtwarzacza, wygląda to wręcz na główny element filozofii projektu tego urządzenia. Do zasilania służą trzy osobne transformatory. Całość układów elektronicznych rozmieszczono na kilku płytkach drukowanych. Zastosowano też metalową płytkę dla ekranowania układów audio od reszty odtwarzacza. Przetwornik CA pochodzi od Philipsa. Jest to układ TDA1305 określany mianem Continuous Calibration. (GS)
Opinia 1
Cambridge to pewnie jeden z najbardziej spartańsko wyposażonych odtwarzaczy w swojej klasie. Jeszcze przed słuchaniem można przez to nabrać przekonania, że producent całkowicie skoncentrował się na dźwięku, pozostawiając walory użytkowe na dalszym planie. Niestety nie do końca tak jest.
CD6 raczej nie zachwyci wyrafinowaniem barw. Odtwarzacz posiada wyraźnie obecny bas, charakterystyczny oddech na niskich częstotliwościach. Według JD nie udało się jednak osiągnąć właściwego zrównoważenia tego zakresu, najniższe składowe były nieco pogrubione w stosunku do średniego i wyższego basu, zmiany barwy również nie były rewelacyjne. Mimo tych niedociągnięć instrumenty takie jak kontrabas czy gitara basowa wypadają korzystnie.
Zakres najwyższych częstotliwości ma całkiem satysfakcjonującą dynamikę, ale na tym kończą się jego pozytywne cechy. Jest słabo nasycony i mało zróżnicowany w barwie. Blachy są nieco zimne i monotonne, wybrzmiewają za krótko. Średnica podobnie jak reszta pasma nie wykazuje większej finezji w barwach, jest krótko mówiąc poprawna. Skrzypcom, wokalom brak ciepła, intymności, są raczej monotonne, ale mimo wszystko żywe i rześkie, choć nie tak obecne i namacalne jak u konkurencji. Pod względem zrównoważenia tonalnego w całym paśmie CD6 wypada całkiem przyzwoicie. Fortepian z płyty D.Brubecka wydawał się mieć najbardziej równy dźwięk, na charakterystyce nie ma większych dołków i górek, dzięki takiej prezentacji dźwięk zyskuje na naturalności. Korzystnie wypadł utwór "You Got Me" R.Pidgeon, ostro i agresywnie, miał dobry podkład basowy. Cambridge dodaje do prezentowanego dźwięku własny klimat, początkowo wydawało się to bardzo korzystne jednak później okazało się iż jest on dość jednostajny, kolejne nagrania miały podobną atmosferę.
Stereofonia jest wyraźna, można śledzić poszczególne źródła zarówno na pierwszym planie jak i z tyłu sceny, układ obrazu przestrzennego został odtworzony poprawnie. Pewne uwagi krytyczne jednak się pojawiły. Ze strony JD dotyczyły one braku dokładnego zdefiniowania konturów instrumentów i braku otoczki powietrza wokół nich. Instrumenty nie posiadają według JD wydzielonego miejsca w przestrzeni jak to było na PD-S06. Można mieć też zastrzeżenia co do głębokości sceny, najprawdopodobniej poprzez przesycenie pierwszego planu.
CD6 sprawia wrażenie urządzenia bardzo dynamicznego i żywego. Częściowo jest to zasługą balansu brzmieniowego w zakresie średnich-wyższych tonów. Cambridge posiada też dość solidną podstawę basową, która jest silnie obecna i dodaje szybkości niskim dźwiękom. Słuchając takich utworów jak "Funny" Millera ma się niemalże wrażenie wgniatania w fotel, dźwięk jest potężny z dużym rozmachem. Podobnie symfonia, nagranie "Olympic Fanfare" wypada bardzo świeżo i rytmicznie, dobrze zostały oddane transjentowe wybuchy. Mikroelementy przekazu są na raczej przeciętnym - średnim poziomie. CD6 nie wyróżnia się tu z przeciętnej konkurencji. Podobnie mikro-dynamika instrumentów.
Cambridge dobrze zaspokaja wymagania muzyki rockowej, dźwięk oprócz dynamicznej i bardzo obecnej stopy posiada też dużo brudu i agresji w gitarach, co dodatkowo podnosi realizm przekazu. Zdaniem JD sprawdza się również dla większych składów klasycznych. Słuchacze, którzy oczekują wyrafinowania w barwie i mikrodynamice instrumentów nie będą jednak do końca usatysfakcjonowani. Partie kameralne mają zabarwienie zbyt jednoznaczne, brakuje świeżości i lekkości. Odczuwa się niedosyt pewnej otoczki zwiewności i precyzji w wysoko brzmiących detalach. CD6 można podsumować jako ciemno i raczej zimno brzmiący odtwarzacz, prezentujący dźwięk bez szczególnej finezji i wyrafinowania, który jednak może się podobać, szególnie słuchaczom ceniącym sobie tzw. "kopa" i muzyczne ciśnienie. (JD+RS)
Opinia 2
Odtwarzacz Cambridge może zyskać uznanie za umiarkowaną ingerencję w całościową równowagę tonalną - jego charakter jest stosunkowo słabo zaznaczony. Ogólnie dźwięk sprawiał wrażenie dobrze zrównoważonego, o równomiernie wypełnionym paśmie. Barwy nie są jednak w pełni naturalne i pewne drobne uszczerbki można znaleźć w tej materii. Na szczęście zmiany kolorytu dźwięku nie przybierają charakteru natarczywych podbarwień. Górny skraj pasma prezentuje się dość konwencjonalnie. Brakuje zwłaszcza lepszej krystaliczności barw, pozostają one trochę zbyt surowe, a nawet chwilami lekko piaszczyste, choć nie wywołało to u mnie większego dyskomfortu. Podobnie i średnica pozostała nieco zbyt surowa. Brakowało z reguły sugestywniejszego ożywienia barw. Wokale nie były w żaden konkretny sposób zabarwione, ale jednak trochę zbyt ubogie. Chyba najlepiej wypadał pod względem barwy bas. W tym zakresie daleko idąca poprawność dawała już spore powody do satysfakcji. W połączeniu z dobrą kontrolą i rzetelnym rozciągnięciem dawało to całkiem satysfakcjonujący rezultat.
W pierwszej chwili dynamika może wywołać pozytywne odczucia. Potężniejsze nagrania nie były kompresowane i miały niezłą obfitość. Bas dość dobrze trzymał tempo, w każdym bądź razie CD6 nie przeciągał dźwięków w taki sposób, by sąsiednie nuty nachodziły na siebie. Nawet dźwięki impulsowe wydawały się narastać odpowiednio szybko. Mimo tych wszystkich zalet ekspresja dynamiczna pozostała jednak na średnim poziomie. Czego zabrakło? Swobody uderzenia i rytmicznego akcentu. Impulsy były jak wspomniałem całkiem szybkie, ale jednak nie do końca swobodne. Brak akcentu rytmicznego odczuwalny był przede wszystkim na basie, zwłaszcza w przypadku muzyki elektrycznej. Niezależnie od tego czy były to płyta Marcusa Millera, Cassandry Wilson, P.J. Harvey efekty były podobne, zabrakło motorycznego napięcia w muzyce. Trochę lepiej wypadało to w przypadku nagrań akustycznych. Ale taka jest już natura większości utworów klasycznych, że nie mają one wyrazistego akcentu rytmicznego na basie.
CD6 całkiem poprawnie tworzył układ źródeł na scenie. Dość bliski pierwszy plan, a z drugiej strony zaznaczona głębia, solidne umiejscowienie wykonawców - wszystko to tworzyło uporządkowany i czytelny obraz. Natomiast tworzenie akustycznego otoczenia dla instrumentów troszkę umykało. Przestrzeń pozostawała zbyt sucha, zbyt mało wypełniona pogłosową aurą pomieszczeń. Nie było tej przejrzystości powietrza, która prowadzi do uzyskania sugestywności dalszych planów.
Chyba najmniej imponujące są zdolności analityczne Cambridge'a. Poza zgrubną poprawnością i przyzwoitą selektywnością źródeł innych powodów do pochwał nie znalazłem. Różnicowanie niuansu barwy czy też drobnych szczegółów w wyższych rejestrach nie imponowało niczym szczególnym.
CD6 to pewnie jeden z lepiej zrównoważonych odtwarzaczy w swej klasie cenowej. Z reguły konkurencyjne urządzenie będą się charakteryzować bardziej swoistym i mniej równomiernym brzmieniem, bardziej zdecydowanym przesunięciem w stronę ciepłego lub jasnego brzemienia. Z drugiej strony CD6 brzmi mało efektownie. Jeśli ktoś szuka jakiejś cechy, która by dodała uroku lub podniosła emocjonalny poziom przekazu, to chyba niczego takiego nie znajdzie w CD6. Zgrubsza poprawny, ale zarazem nie wyróżniający się niczym, mało wyrafinowany dźwięk. (GS)