JMlab Cobalt 807
recenzja opublikowana w październiku 1999
Wymiary: 350,220,272 mm
Efektywność: 89,5 dB
Impedancja: 8 omów
Moc: 125W (max.)
Cena (październik 1999): 3.200 zł
Zestaw wykorzystany przez MD i JD: Arcam Alpha 9, LFD LS0, LFD PA2M
Zestaw wykorzystany przez PP i GS: Arcam Alpha 9, LFD LS0, LFD PA2M
Testowano w grupie wraz z: Audiowave Solidus, Canton Ergo 32DC, Celestion A Compact, GLD Dedykacje V, Heco Odeon 600, JMlab Cobalt 807, Minima Audio Talisman Three, Monitor Audio Silver 5i, System Audio 1150, Token SP50
Nie tak dawno pojawiły się nowe serie zestawów głośnikowych firmy JM Lab, ostatnio mieliśmy okazję oceniać Electrę 915, tym razem trafił do redakcji przedstawiciel serii Cobalt. Seria Cobalt oparta jest na głośnikach niskośredniotonowych z membranami wykonanymi z 'polyglasu'. Są to membrany papierowe pokryte z zewnątrz specjalnym proszkiem. Głośnik wysokotonowy to wklęsła kopułka 'tioxid', podobna jak wykorzystywane w serii Electra.
Cobalt 807 to najniższy z czterech podstawowych zestawów serii Cobalt i jedyny na podstawki. W skład całej grupy wchodzą jeszcze: zestaw centralny i surround do kina domowego oraz subwoofer.
Skrzynki zestawów wykonane są z płyty MDF (grubość około 2 cm), z zewnątrz pokryte naturalną okleiną drewnianą, w przypadku testowanej pary w kolorze czarnym. Możliwych jest wiele innych wariantów wykończenia min. różne kolory. Oprócz naturalnych oklein drewnianych dostępna jest też okleina z winylu lub sam lakier. W naszym egzemplarzu ścianka przednia nie była pokryta okleiną a jedynie gładko szlifowana i lakierowana. Wewnątrz obudowy znajduje się cienka (2 cm) kwadratowa listwa wzmacniająca z płyty wiórowej, wklejona dokładnie w samym środku obudowy pomiędzy ścianki boczne. Płyta czołowa jest również wzmocniona przez wklejone w rogach (na połączeniu krawędzi trzech ścian) sześcienne klocki. Jako materiał tłumiący wykorzystano cienkie (grubość około 2 cm) płaty nie utwardzonego filcu, który znajduje się jedynie na ścianie tylnej. Tunel bass-reflexu to zwykła rura PCV przycięta z obu stron i wciśnięta w otwór. Średnica rury wynosi 4,3 cm, a długość 13,5 cm z żadnej strony wylot nie jest zaokrąglony.
Zwrotnica wykonana jest na płytce drukowanej i przymocowana do ścianki tylnej. Zastosowano w niej tradycyjnie już w przypadku zestawów JMlab dość dużą ilość elementów: cztery pojemności, sześć kondensatorów (dwa pochodzą z firmy AEON, dwa firmowane przez JM Lab). Dwie pary kondensatorów połączone są równolegle - to znany i polecany sposób poprawy jakości elementów pojemnościowych. Kondensatory o dużych pojemnościach są zwykle droższe, z tego względu stosuje się elementy gorszej jakości, kiedy taki kondensator będzie bocznikowany przez inny o dużo lepszych parametrach (może mieć stosunkowo małą pojemność) to zmniejszeniu ulegają efekty pasożytnicze, a cena nie wzrasta proporcjonalnie do uzyskanej pojemności wypadkowej. W układzie zwrotnicy wykorzystano również cztery cewki z rdzeniami magnetycznymi, oraz trzy rezystory.
W przypadku modelu 807 wykorzystano głośnik nisko-średniotonowy (Focal 7V4451) z membraną z 'poliglasu', w środku znajduje się nieruchomy stożek fazowy. Układ magnetyczny jest chłodzony przez otwór wycięty z tyłu obudowy, a kosz odlany został z metalu. Głośnik wysokotonowy to typowa wklęsła kopułka Focala TC90 TDXJM2. Membrana oznaczona jest jako 'tioxid', jest to tytan z dodatkową mikronową (7 mikronów grubości) warstwą dwutlenku tytanu.
Pomiędzy głośnikami a obudową znajduje się podkładka. Plastykowe terminale do podłączenia przewodów zasilających (dwóch par) różnią się od innych jedynie napisem JM Lab na obudowie.
Bass-reflex zestrojono na 49 Hz. Impedancja niestety spada dość nisko - do wielkości 2,4 oma nieco poniżej 2 kHz. Cobalty należy wiec zaliczyć do trudniejszych obciążeń, choć przyzwoita efektywność każe baczniejszą uwagę zwracać nie tyle na wielkość mocy wzmacniacza, co na jego wydolność prądową. W szczególności kłopotliwa może być współpraca ze wzmacniaczami lampowymi. (JD)
Opinia 1
Na jesieni ubiegłego roku nastąpiła zmiana oferty JMlab, co dotyczyło zarówno głośników jak i zestawów. Z rozmów z dystrybutorem dowiedziałem się, że zmieniła się również nieco filozofia firmy. JM lab produkuje teraz zestawy bardziej uniwersalne, mające mniejsze wymagania co do sprzętu towarzyszącego. Ciekawe jakie może mieć to odbicie w dźwięku oferowanym przez nowe produkty? Przyznam się, że słuchając Cobaltów odniosłem podobne wrażenie co w czasie odsłuchu A-Compact. Dźwięk ma być uniwersalny i szybko akceptowalny, tak by jak najszybciej robił dobre wrażenie na klientach.
Cobalt 807 oferuje najbardziej dynamiczne i żywe brzmienie spośród wszystkich zestawów w serii. Oczywiście jest to wielki i niezaprzeczalny atut, zresztą charakterystyczny dla produktów JMlab. Moim zdaniem zmienił się charakter niskich tonów. Niskie składowe nie są tak neutralne i szybkie. Tym razem bardziej postawiono na efekt potęgi. Dół podany zostały z większym rozmachem, stopa perkusyjna była silna i sprężysta, robiła spore wrażenie. Ilość niskich składowych została minimalnie powiększona, nieznacznie zbasowany może wydawać się fortepian czy niżej schodzące gitary akustyczne. Poziom tego podbarwienia był na szczęście na bardzo rozsądnym poziomie, było to minimalne zachwianie równowagi nie powodujące żadnych nieprzyjemnych czy drażniących efektów. Na pochwałę zasługuje natomiast fakt, że zastawy mimo nieznacznego wyeksponowania dołu zachowywały sporą kontrolę nad tempem i dynamiką. Minimalne zastrzeżenia miałem jedynie w trakcie odtwarzania szybko szarpanych strun kontrabasu. Niższe struny były nieco pogrubione, dźwięk był silny i sprężysty, ale szybsze pasaże nie były krystalicznie przejrzyste i czytelne. Mimo wszystko musze przyznać, że na tle konkurencji ten rodzaj prezentacji przedstawiał się bardzo korzystnie, dół był silny, energetyczny, dobrze nasycony i nadążał za tempem utworów. Instrumenty były żywe i namacalne, miały sporo obecności i oddechu. Na pewno nie można tu też mówić o ociepleniu czy miękkości niskich składowych.
Moim zdaniem Cobalt 807 oferuje bardzo efektowny i namacalny dźwięk w całym zakresie częstotliwości, efekt ten został osiągnięty dwoma sposobami, po pierwsze kwieciste barwy, po drugie bardzo dobra mikrodynamika zestawów. Niezależnie z jakimi kolumnami z tej serii porównywałbym Cobalty to zawsze okazywało się że brzmią one żywiej i obecniej, generują więcej mikrowybrzmień. "Con Alma" Freda Herscha na innych zestawach okazywał się brzmieć monotonnie i płasko, tu dźwięk był żywy i namacalny, fortepian był bardzo obecny ze zróżnicowaną dynamiką. Bardzo dobrze wypadło również gitarowe nagranie "You Got Me" R.Pidgeon, miało dużo wibracji, obecności pudeł, dużo motoryczności i ognia. Autentyczności dodawała przekazowi również spora ilość detali na górze i średnicy, wokale miały więcej mikro-szczegółów i pogłosu, nawet Silver 5i Monitor Audio nie oferowały w pierwszym planie tylu naturalnych detali i pogłosu.
Barwy średnicy również były bardzo dobrej próby, dźwięk był czysty i dobrze nasycony, nie miał określonego charakteru, nie był ani nadto ciepły, ani ostry. W porównaniu z A-Compact tu średnica była bardziej różnorodna i namacalna, bardziej efektowna, z kolei Celestion oferowały bardziej delikatne, czytelne i czyste brzmienie. W tym miejscu należy wspomnieć o pewnym istotnym ograniczeniu Cobaltów. Oferują one dźwięk żywy i dynamiczny, ze sporym potencjałem energetycznym i swobodą dynamiczną, ale w momentach szczytowych transjentów barwy i stereofonia ulegały niestety nieznacznemu pogorszeniu. Dźwięk nie tyle stawał się ostry czy natarczywy, co raczej krzykliwy i niestety bardziej monotonny. Wokale w chórkach Rebecki Pidgeon ("You Got Me") były czytelne i różnorodne do momentu dynamiczniejszych wejść. Jedynym sposobem poprawy tego niedociągnięcia okazywało się wyraźne ściszenie odsłuchu, muszę tu dodać, że poziom dźwięku nie był wcale ekstremalnie wysoki - raczej typowy. Podobne problemy ma większość zestawów z tego przedziału cenowego, nie należy problemu bagatelizować, ale nie ma też co niepotrzebnie wyolbrzymiać.
Najwyższe składowe dobrze pasują do całości, były dynamiczne i dobrze nasycone, brzmiały spójnie z resztą pasma. Wyższe harmoniczne instrumentów na średnicy dobrze i naturalnie harmonizowały z podstawowymi harmonicznymi. Blachy miały sporo wybrzmień i barwy, dużo swobody dynamicznej. Muszę się też zgodzić z opinią Mikołaja, że góra Cobaltów miała nieco ostrzejszy, bardziej zdecydowany i metaliczny charakter. Porównując zupełnie subiektywnie z innymi zestawami wydawała mi się jednak najbardziej przekonywująca i naturalna.
Nie do końca usatysfakcjonowany byłem jakością efektów stereofonicznych. Wprawdzie źródła na scenie miały sporo powietrza i obecności, i w tym sensie były wydzielone, ale brak im było konkretnych, określonych konturów. Stabilność źródeł również ustępowała prezentacji A-Compact. Cobalty zachowywały mniej porządku i przejrzystości na scenie, przy głośniejszym słuchaniu bardziej energetycznych utworów, wręcz można było odnieść wrażenie nieznacznego bałaganu, z większym trudem przychodziło wówczas śledzenie pojedynczych źródeł. Ogólnie przekaz stereofonii jest przyjemny, ale nie super konturowy czy stabilny. Podobnie można określić prezentację głębi i wieloplanowości utworów, czuć fizyczną obecność głębi, ale nie jest ona nadzwyczajnie obszerna. Źródła z tyłu sceny były też minimalnie upośledzone w stosunku do źródeł na pierwszym planie. Większe wrażenie obcowania we wnętrzu kościoła miałem w przypadku odsłuchu z A-Compact.
Dynamika dużych składów nie sprawiła zawodu, utwory wypadały okazale, z bardzo solidnym fundamentem na basie i ze sporą swobodą. Nie odnotowałem też większych problemów z ograniczeniem tempa, czy przekazaniem akcentów, tu 807 prezentują się bardzo dobrze. Jedynym problemem może być ograniczenie rozdzielczości szczegółów i przejrzystości w bardziej energetycznych utworach.
Cobalt 807 to udana konstrukcja, mimo że nie do końca neutralna. Wydaje się jednak, że takie było założenie konstruktorów. Generowany dźwięk jest bardzo żywy, dynamiczny, ze zróżnicowanymi barwami, na pewno jest też efektowny i łatwo akceptowalny. W warunkach domowych 807-ki powinny zapewnić długi i przyjemny odsłuch, dodatkowo nie pozbawiony bardziej ekscytujących wrażeń. Podobnie jak Mikołaj uważam też, że ci z Państwa którzy preferują bardziej miękkie i delikatne brzmienie, za to z wysoką kulturą i przejrzystością przekazu, powinni bardziej zainteresować się propozycją Celestion A-Compact. (JD)
Opinia 2
Brzmienie Cobaltów 807 nie powinno zaskoczyć osób, które zetknęły się wcześniej z innymi zestawami tej firmy takimi jak Daline 3.1 czy też Megane Carat. Pod wieloma względami widoczna jest kontynuacja. Równowagę tonalną cechuje drobne rozjaśnienie i żywy charakter.
W poważnej mierze odpowiedzialny był za to bas. Zakres ten zaprezentował się stosunkowo szczupło jak na gabaryty kolumn, zarówno pod względem rozciągnięcia jak i nasycenia. Nagrania tradycyjnie używane do katowania głośników, z potężnymi bębnami czy też wyeksponowanym kontrabasem były odtwarzane bez poważniejszych problemów, tyle tylko, ze najniższe rejestry pozostawały dość skrupulatnie wycięte lub przynajmniej znacznie ściszone. Także średni i wyższy bas cechowała pewna rezerwa. W ten sposób udało się uniknąć poważniejszych kłopotów z rezonansami, z przeciąganiem basowych dźwięków czy też ich rozmiękczeniem. Niskie dźwięki pozostawały zazwyczaj zwarte, sprężyste, krótkie, ale w stosunku do wyższych oktaw miały nieznacznie gorszą przejrzystość. Kłopotliwy basowy riff z "Heavy Fuel" po prostu był bardzo ściszony i w ten sposób ominięto "rafę", o którą rozbijają się inne kolumny. Osobiście odniosłem wrażenie, że kompromis był tu jasno zdefiniowany - dobra jakość kosztem skromnej ilości. Piotr wysłyszał jednak, że czasami bas odzywał się bardziej obficie - pozostała więc rozbieżność w naszych ocenach.
Natomiast w zakresie średnicy brzmienie było już bardziej ofensywne i po prostu jaśniejsze, chociaż nie było w tym względzie poważniejszych zastrzeżeń. Mimo wszystko można chyba uznać, że to był potencjalnie najbardziej niebezpieczny aspekt brzmienia Cobaltów. Wokale i skrzypce miały podkreślony rejon prezencji, przez co momentami odnosiło się wrażenie nieco nadmiernej ilości blasku i przenikliwości, lecz z drugiej strony w ujmujący i dość przekonujący sposób została zaznaczona obecność i realizm poszczególnych głosów i instrumentów. Lekko podkreślone były też sybilanty. Można chyba stwierdzić, że granica dobrego smaku, za którą dźwięk staje się natarczywy i agresywny nie została przekroczona, ale bez wątpienia jest mnóstwo kolumn brzmiących łagodniej, bardziej komfortowo i miękko. Taki rześki charakter okazał się stałą cechą brzmienia Cobaltów.
Natomiast wysokie tony przyniosły wiele pozytywnych wrażeń. Obecne w przekazie, nie stłumione, ale też nie dominujące, pełne swobody, powietrza i akustycznych niuansów ze stosowną dozą metalicznego dźwięczenia i połysku, z bogatą barwą talerzy. Można powiedzieć, że takie wyniki to już firmowa tradycja.
Kolumny te miały sporo atutów dynamicznych. Opisywany już wyżej charakter basu przyczynił się do bardzo precyzyjnego w czasie odtwarzania rytmu. Wszystko wydawało się znakomicie zsynchronizowane, żadne zbędne wybrzmienia nie przełamywały struktury rytmicznej. Średnie tony posiadały śpiewny, muzykalny charakter. Sporo komplementów zebrały dźwięki transjentowe. Kontakt pałki z talerzem czy też z membraną bębna, szarpnięcia strun gitary - wszystko to kolumny odtwarzały z dużą swobodą. Kiedy tylko było to potrzebne, błyskawicznie narastający perkusyjny trzask odtwarzany był z imponująca otwartością. Na średnicy dynamika robiła w ogóle pozytywne wrażenie. Mimo tak licznych zalet realizm dynamiczny miał jednak jedno poważne i często odczuwalne ograniczenie. Brak siły w niższych rejestrach basu powodował, że wiele nagrań nie brzmiało w pełni przekonywująco mimo swej szybkości. Przykładem może być "You Can Call Me Al" Paula Simona.
Wirtualna rzeczywistość to być może nowość w światku komputerowym, ale audiofile znają ją od dawna, tyle tylko, że tak jej nie nazywali. Cobalt 807 bardzo zgrabnie ilustruje o co w tym chodzi. Kolumny kreowały bowiem bardzo wciągającą i sugestywną stereofonię. Scena była stabilna i obszerna. Jej perspektywa została nieznacznie przesunięta do przodu, przez co pojawiło się wrażenie lekkiego zachwiania proporcji, przez spłycenia głębokości sceny względem jej szerokości. Poza tym wszystko brzmiało po prostu bardzo konkretnie. Źródła były namacalne i precyzyjnie ustawione, to samo odnosiło się do bliższych jak i dalszych planów. Instrumentom i głosom towarzyszył pobudzany przez nie lokalny pogłos, a do tego dochodziło jeszcze wrażenie przejrzystości przestrzeni. Męski chór na płycie Paula Simona nie tylko ustawił się w ciągłą linię, ale boczne głosy miały równie dobre oderwanie od głośników jak głosy w centrum sceny. Co ciekawe, Cobalty poradziły sobie z trudną sztuką precyzyjnego zlokalizowania basu. Może nie do końca precyzyjnie zarysowane zostały ściany pomieszczeń, ale i w tej materii kolumny przerastały konkurentów - jakieś zarysy już zaczynały się wyłaniać.
Zestawy JMlab mogą się też poszczycić dobrą analitycznością. Tylko stłumione dźwięki w niższym basie mogą niekiedy umykać uwadze, ginąc w tle. Pozostałe części pasma miały zarówno dobrą selektywność jak i zróżnicowanie artykulacji poszczególnych dźwięków.
JMlab powtórzył tu sprawdzony schemat: zwarty bas, świeża i pełna życia średnica i ponadprzeciętne osiągi we wszystkich pozostałych aspektach. Znamy to już z wielu wcześniejszych zestawów tego producenta. Podobnie jak wcześniej Megane Carat i Daline 3.1 także Cobalt 807 może liczyć na uznanie zwolenników filozofii kryjącej się za reklamowym sloganem 'le grande spectacle du son' [tzn.: wielki spektakl dźwięku]. Solidna kolumna, która zasługuje na wysokie noty. (GS)