KEF Coda 9
recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 1/96
Wymiary: 835,200,295 mm
Efektywność: 91 dB
Impedancja: 6 omów
Cena (02/1996): 1.365 zł
Zestaw testowy 1: Meridian 500/563, LFD LS0/PA1
Zestaw testowy 2: Meridian 500/563, LFD LS0/PA1
KEF odnotował w ostatnim okresie duży sukces komercyjny ze swoją serią Coda. Od bardzo dawna producent ten nie miał naprawdę udanych, niedrogich kolumn. Z górą 10 lat wcześniej przebojem były kolumny serii C (czyli między innymi stara Coda w kilku kolejnych wersjach). Produkowane w międzyczasie zestawy serii C (tej z numerycznymi symbolami) czy też K nie należały do czołówki w swych klasach cenowych.
Coda 7, pierwszy, najtańszy i najmniejszy zestaw z tej serii stał się jednym z naszych faworytów w klasie podstawowej. Sukces Cody 7 ma zresztą charakter międzynarodowy.
Po siódemce wkrótce pojawiły się Coda 8 i Coda 9. Budowa droższej kolumny na bazie tańszej nie jest jednak gwarancją sukcesu. Każda kolumna to osobny system charakteryzujący się ogromną ilością parametrów i kombinacja ich wszystkich daje finalny efekt. Proste zabiegi w rodzaju dodania głośnika czy zwiększenia skrzynki mogą mieć zarówno efekty pozytywne jak też i negatywne. Nowy głośnik zmieni projekt zwrotnicy i impedancję kolumn, nowa obudowa będzie inaczej drgała, itd. itp. Listę skomplikowanych zależności przyczynowo-skutkowych można ciągnąć bardzo długo. Jak zawsze należy stosować tą samą zasadę - ostrożność w ocenach.
Podstawowa różnica polega na tym, że Coda 9 jest zestawem trójdrożnym, podłogowym i do odtwarzania niskiego basu wykorzystuje obudowę Coupled Cavity. Nie jest to jednak typowy system trójdrożny. Precyzyjniejsze byłoby stwierdzenie, że Coda 9 to Coda 8, do której dodano zintegrowany w jednej skrzynce z resztą subwoofer.
Wygląda na to, że głośnik wysokotonowy jest ten sam w całej serii. Górna częstotliwość podziału przypada na 3 kHz. Głośnik niskośredniotonowy jest większy niż w modelu Coda 7, ma średnicę 16,5 cm. Ma on papierową membranę powleczoną materiałem tłumiącym. Wnętrze skrzynki jest przedzielone. Wewnątrz znajduje się głośnik o takiej samej średnicy, zamocowany na przegrodzie, a wytwarzany przezeń dźwięk wydobywa się przez otwór na tylnej ściance. Pierwsza częstotliwość podziału przypada na 85 Hz i właśnie dlatego pisałem, że przypomina to dwudrożną kolumnę z własnym subwooferem.
W materiałach reklamowych KEF podaje, że zwrotnice zaprojektowano z pomocą komputera. Jak sądzę w obecnych czasach jest już bardzo mało kolumn, które zostały zaprojektowane bez pomocy programów symulacyjnych.
Mimo sporych gabarytów widać, że jest to produkt klasy popularnej. Kolumny są bardzo lekkie. Cienkie ścianki i plastikowe elementy obudowy tworzą konstrukcję o małej sztywności. Zewnętrzne wykończenie jest standardowe, winylowa okleina na ściankach ma lekkie przetłoczenia imitujące drewniane słoje. Podobnie jak w modelu Coda 7, uniwersalne zaciski do podłączenia kolumn są umieszczone w zagłębieniu plastikowej tylnej ścianki.
Charakterystyka impedancji w zakresie basu różni się trochę od typowego kształtu znanego z kolumn bass-reflex, a to dlatego, że swój wpływ ma też niewidoczny na zewnątrz głośnik obciążony filtrem akustycznym. Producent podaje że Coda jest kolumną 6-omową, jednak spadek impedancji do 4 omów w wyższym basie jest trochę głębszy niż pozwala norma, dane fabryczne są więc trochę zbyt optymistyczne.
Opinia 1
Przed przystąpieniem do pisania tej recenzji pozwoliłem sobie przypomnieć co też napisałem o zestawach Coda 7 w wydaniu MHF 3/95. Będę szczery, recenzję mógłbym przepisać bez szerszych modyfikacji. Coda 9 posiada dodatkowy głośnik basowy wewnątrz obudowy. Wydaje mi się, że ilość basu niewiele się zmieniła w stosunku do mniejszego modelu.
Podobnie jak Coda 7, testowany tu model cechuje się bardzo sprawnym basem. Jest on czysty, suchy i dość szybki. W większości nagrań odnotowałem też bardzo dobre kreślenie rytmu. Brzmienie basu jest nieźle różnicowane, z pewnością Coda 9 lepiej tu sobie radzi niż Celestion Impact. Bas jest pozbawiony dziwnych zabarwień, które mają na celu chyba tylko wywrzeć wrażenie obfitości. Coda 9 należy do niewielkiej grupy importowanych zestawów o tak higienicznym basie. Pomimo dodatkowego głośnika basowego, fundamenty są raczej słabo zarysowane. Michał twierdzi, iż w zasadzie w przekazie dominuje wyższy bas. W basie jest też trochę za mało ciepła. Zakres 100-300 Hz jest zimny i sterylny. Nie mogę pominąć pozytywnego komentarza na temat bardzo czystego odtworzenia basów akustycznych z nagrań Ginger Baker Trio i Killer Bees. Kontrabas był szybki, wibrujący, z konturami.
Równowaga brzmienia jest trochę przesunięta na średnicę i wysokie rejestry. Jest to oczywiście związane z ustawieniem zestawów w naszym pokoju odsłuchowym - 1.5 m od tylnej ściany. Najprawdopodobniej drastyczne zmniejszenie tego dystansu doda oddechu niskim częstotliwościom. Barwy są bardzo żywe. Coda 9 brzmi bardzo świeżo, rześko, na mój gust zbyt surowo. Tak jak w Coda 7, dźwięki były zbyt cienkie. Ponownie odczułem niedostatek w ociepleniu i wygładzeniu barwy. Instrumenty dęte zabrzmiały dość naturalnie, z wyraźnym zaznaczeniem wyższych harmonicznych. W sumie Coda 9 przekazują więcej prawdy o barwach niż ESA Trillo.
Wysokie tony w Coda 9 są przeciętne, kojarzą mi się z "cykadami na cykladach". Miękka kopułka jest pozbawiona ostrości, ale brakuje też obfitości harmonicznych. Górne zakresy w Coda 9 najkrócej mówiąc są higieniczne, ale zbyt monochromatyczne. Słuchając elektrycznej gitary Billa Frisella nie odczuwałem jednak zbyt mocno uszczuplenia barw instrumentu.
Coda 9 kreują mniejszą scenę dźwiękową niż konkurencja. Dźwięki są dobrze lokalizowane, ale są zbyt małe, szczególnie dotyczy to wokali. Tak jak w Coda 7 dźwięk jest zapakowany w poziomo leżący prostopadłościan. Wymiar pionowy sceny i jej głębokość nie są zbyt imponujące.
Coda 9 są bardzo dobrze zaprojektowanymi zestawami. Nie chodzi mi o ocenę inżynierów firmy KEF, tylko o porównanie do zestawów Energy Pro 4.5, ESA Trillo. W Codach wykorzystano chyba maksimum możliwości użytych głośników. Aby posunąć się dalej potrzebne są lepsze głośniki. Jak się okazuje krok do przodu nie musi być w Polsce okupiony trudnymi do przełknięcia nakładami finansowymi. Cody 9 chciałbym z całego serca polecić wszystkim audiofilom żyjącym w uwielbieniu budżetowych zestawów brytyjskich. (MS)
Opinia 2
Przesłuchania Cody 9 upływały bez większych stresów czy niespodzianek. Pasmo przenoszenia jest trochę ograniczone z obu krańców, ani nie ma niskiego basu, ani nie ma zbyt wiele najwyższych tonów. W całości daje to jednak przyzwoitą równowagę.
Mimo dodania trzeciego głośnika bas nie ma większej potęgi, można w tym przedziale cenowym znaleźć kolumny, które mają niżej rozciągnięte pasmo. Bas jest za to całkiem sprawny, dość szybki i równomierny. Jedynie z rzadka, w przypadku nagrań z wyeksponowanymi bębnami na dole pojawia się trochę mięsistości brzmienia. Wiodącą rolę ma średnica. Właśnie ona nadaje brzmieniu plastyczności. W średnicy oraz w niższej części wysokich tonów tworzona jest niezbędna jasność trąbek, żeńskich wokali czy klarnetu. Ważną cechą jest minimalizacja przykrych dla ucha podbarwień, dzięki temu można było oprzeć się na średnicy jako fundamencie dla całego brzmienia. Wysokie tony odbiera się dość łatwo, bez znużenia. Brak im przede wszystkim lepszej krystaliczności i po prostu jaśniejszej barwy.
Przetwarzanie impulsów to inteligentny kompromis. Zauważalne jest zaokrąglenie, brak było błyskawicznego, natychmiastowego narastania. Z jednej strony Coda unika wyostrzeń i przykrych dla ucha przerysowań, z drugiej zaś nie brzmi mdło. Żywość brzmienia powstaje w większym stopniu dzięki odpowiedniej barwie instrumentów o dłuższym wybrzmieniu niż dzięki szybkiemu przetwarzaniu impulsów. Podobnie jak to było w przypadku Cody 7 ogólne wrażenie żywości jest lepsze niż rzeczywista dynamika. Kiedy dotrzemy do kresu możliwości kolumn, kompresja jest wprowadzana łagodnie. Ale właściwie przy normalnym odsłuchu nie zwraca się uwagi na takie szczegóły. Łatwo jest się poddać żwawemu potokowi muzyki i zapomnieć o rozbiorze brzmienia na czynniki pierwsze. Bas, choć ograniczony, jest jednak całkiem sprawny i szybki.
Selektywność brzmienia jest zróżnicowana w zależności od zakresu. Na górze nie ma zbyt wielu szczegółów. Średnica jest nawet całkiem wyrazista, ładna była na przykład selektywność partii z większą ilością wokalistów. Bas również jest całkiem wyrazisty, brak tylko informacji o wydarzeniach w ekstremalnie niskich rejestrach - cóż ograniczenie pasma ma swoje konsekwencje.
Ujawniła się też mniej typowa wada. Oprócz dźwięku płynącego z głośników sporadycznie można usłyszeć drgania elementów obudowy, co zauważył KK przy odtwarzaniu nagrań fortepianowych z dużym poziomem. Jest to kwestia dość kłopotliwa - jak uwzględnić to zjawisko w końcowej ocenie? Osobiście nie zetknąłem się z tym problemem przy odsłuchu mojego materiału muzycznego. Problemu nie dostrzegł też MS. Natomiast MK zaobserwował go podobnie jak KK. Czy była to jednostkowa wada montażu, czy też cecha konstrukcyjna kolumn? Nie wiem. Postanowiłem nie uwzględniać tego zjawiska w ocenie brzmienia, ale radzę by przeprowadzili Państwo krótki test przed ewentualnym zakupem.
Odebrałem KEF'y jako inteligentnie zrobione, niedrogie kolumny. Koncepcja brzmienia wydaje mi się podobna jak w modelu Coda 7. Nie starano się robić cudów i chyba świadomie zaakceptowano szereg ograniczeń dbając przede wszystkim o to by dźwięk w całości dawał dość przyjemny efekt. I udało się. Od czasu do czasu spotykamy sytuację, kiedy efekt końcowy jest lepszy niż suma składników i tak właśnie było tym razem. Jednak biorąc pod uwagę osiągi Cody 7 i konkurentów (zwłaszcza Audiowave 171 i nowego Radmora LS-20) uważam, że relacja jakości do ceny nie jest tu aż tak bardzo atrakcyjna jak w przypadku siódemek. Tak czy inaczej są to kolumny warte uwagi nabywców. (GS)