Radmor LS-10
recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 2-3/96
Wymiary: 410,215,280 mm
Efektywność: 87 dB
Impedancja: 8 omów
Moc: 70/90 W
Cena (06/1996): 700 zł
Zestaw testowy 1: Meridian 500/563, LFD LS0/PA1
Zestaw testowy 2: Meridian 500/563, LFD LS0/PA1
W poprzedniej serii testów mieliśmy okazję przesłuchać dwa droższe modele Radmora (MHF 1/96) i oba zaprezentowały się bardzo korzystnie. Tym razem udostępniono nam trzeci, a zarazem najtańszy zestaw głośnikowy z oferty Radmora. W ten sposób cała seria ma być skompletowana. Podobnie jak to było poprzednio i tym razem egzemplarz nie pochodził jeszcze z seryjnej produkcji. Z półprywatnych rozmów z polskimi producentami kolumn można wyciągnąć wniosek, że najpoważniejszym problemem organizacyjnym jest znalezienie odpowiedniej stolarni. Albo jakość nie ta, albo cena zbyt wysoka, albo terminy nie są dotrzymywane. Doszły nas informacje, że pierwsze seryjne egzemplarze LS-20 i LS-30 mają być w sklepach dopiero w sierpniu. Znalezienie odpowiedniego kontrahenta do wykonania skrzynek zabrało więc trochę czasu.
LS-10 to dwudrożny zestaw typu bass-reflex. Niskośredniotonowy głośnik W170/8 firmowany jest przez Inter Technic. Ma on membranę z powlekanego papieru. Zapewne wiele osób stwierdzi, że głośnik wysokotonowy wygląda im znajomo. Jest to Peerless WA10, który można było spotkać na przykład w kolumnach NAD 802. Warto wspomnieć, że detaliczna cena głośnika wysokotonowego na rynku polskim jest kilkadziesiąt procent wyższa od ceny głośnika niskośredniotonowego. Częstotliwość podziału przypada na 2300 Hz, zbocza filtrów mają nachylenia 12 dB/oktawę (drugiego rzędu). Objętość obudowy jest w znacznym stopniu wypełniona materiałem tłumiącym.
Zalecane są odległości od ścian rzędu od 0,5 do 1 m. Charakterystyka została zoptymalizowana na osi przebiegającej pomiędzy głośnikiem niskotonowym a wysokotonowym i najlepiej dobrać wysokość podstawek uwzględniając to zalecenie. Przy okazji odsyłam Państwa do recenzji podstawek, jest tam trochę dodatkowych informacji o zmianach brzmienia w zależności od sposobu posadowienia LS-10.
W całej ofercie kolumn Radmora podoba mi się jedna rzecz - dobór głośników. Nieomal regułą jest, że firmy, które sprzedają jakąś gamę kolumn, unifikują wykorzystane w nich głośniki. Na przykład ten sam głośnik wysokotonowy znajdziemy w zestawach różniących się ceną dwu lub trzykrotnie. Natomiast LS-10, LS-20 i LS-30 to trzy osobne konstrukcje, a głośniki zostały wybrane do każdej z kolumn osobno, zgodnie z tym na co pozwalał założony budżet. Dla mnie jest to po prostu przykład zdrowego, inżynierskiego podejścia.
LS-10 nie są wymagającym obciążeniem dla wzmacniacza. Zwracam uwagę, że impedancja w całym paśmie jest utrzymana powyżej 8 omów. Strojenie bass-reflexu przypada dość nisko na częstotliwość 37 Hz.
Opinia 1
Publikacje prasowe powinny być napisane poprawną, niebrukową polszczyzną. MHF jest gazetą dla miłośników audio i muzyki reprodukowanej - trójmiejski zespół alternatywno-punkowo-rockowy Apteka śpiewał raz piosenkę, w której zawieruszyło się zdanie: " ... kuma czaczę....". To samo powiedziałem o konstruktorze, który zaprojektował nową serię zestawów głośnikowych dla gdyńskiej firmy Radmor. LS-10 to zestawy zbudowane przez osobę mająca wyczucie problemów występujących przy tworzeniu zespołu głośnikowego hi-fi.
Zanim przejdę do szczegółów brzmienia, kilka szczerych słów. Nie sądziłem, że za 700 zł możliwe jest osiągnięcie takiego poziomu brzmienia. LS-10 bez wysiłku pod kilkoma względami prześcigają konkurencję.
Radmor LS-10 wyróżniają się przede wszystkim znakomitą stereofonią. Wielowarstwowość, ułożenie planów, poczucie głębi w nagraniu są przedniej próby. Na "Mesjaszu" z płyty Harmonia Mundi odnotowałem prezentację przestrzenną, której nie mam nic do zarzucenia - akustyka sali koncertowej, separacja wokali, swoboda dźwięku były bezbłędne. Przygotowując się do testu wszystkich nagrań odsłuchałem uważnie na mym domowym systemie (z zestawami PointSource 5.1). Szczególnie płyt "Mesjasz" i koncertu Claire Martin "Off Beat" (mam je od niedawna). Wszystkie cechy przestrzenne nagrań LS-10 przekazały bardzo wiernie. Wokal Claire był cudownie zlokalizowany w głębi i otoczony aurą klubu Ronnie Scotta, za zestawami czuć było dużą i szeroką scenę koncertu. Michał także wskazuje na rekonstrukcję głębi, na oderwanie dźwięku od zestawów. LS-10 są najlepiej "znikającymi" zestawami tego testu.
Bas jest detaliczny, zwarty, rytmiczny. Drugie oblicze to powściągliwy, nieśmiały przy próbie rzucania ciężkiego mięsa. Bas LS-10 jest przykładem jakości, z którą w parze nie idzie prawie nigdy ilość. Uważam, że analityczność basu z LS-10 jest najlepsza w tym teście.
Brzmienie średnicy jest nastawione na neutralność i przejrzystość obrazu dźwiękowego. Wokale odebrałem jakie bardzo czyste, ale mniej ciepłe i raczej suche w porównaniu na przykład do brzmienia Audiowave 171. LS-10 balans tonalny mają zbliżony do zestawów KEF Coda 7. Mamy zatem trochę zimne górne rejestry i trochę za mało ciepła w wyższym basie. LS-10 grają otwartym i świeżym dźwiękiem. Ilość detali z głośnika wysokotonowego jest zdumiewająca. Głośnik Peerless jest zapewne odpowiedzialny za znakomitą atmosferę tworzoną przez te zestawy. Niższe zakresy góry są trochę zbyt wyraziste i zgranulowane. Michał określił brzmienie trąbki jako pełne w barwie, ale i też odrobinę zbyt jaskrawe. Przy niektórych nagraniach rzeczywiście odniosłem wrażenie lekkiego przesunięcia równowagi brzmienia na górne rejestry, ale szybko się z tym uporałem skręcając zestawy do środka. Poważne podkolorowania w brzmieniu LS-10 zostały skrupulatnie zminimalizowane. Saksofon Stana Getza był bez zastrzeżeń, natomiast klarnet trochę nosowy (6 utwór z płyty "Romeo is Bleeding").
W klasie cenowej do 1.000 zł zestawy LS-10 bardzo wysoko wywindowały poprzeczkę. Scena dźwiękowa, aura, lokalizacja, swoboda na scenie, detaliczność całego pasma są referencyjne. LS-10 mają zarysowany swój charakter - jest to trochę zimny balans tonalny, bez ciepłego oddechu w niższych zakresach. Najważniejsza dla mnie jest muzykalność LS-10. Atmosfera, klimat, emocje wszystkich nagrań (włącznie z Nirvaną i "Mesjaszem") zostały świetnie uchwycone. Przy cenie 700 zł za parę, LS -10 to dla mnie największa sensacja na rynku budżetowych zestawów głośnikowych. (MS)
Opinia 2
Równowaga pasma jest lekko przechylona w stronę wysokich tonów, to jest właściwie jedyna poważniejsza wada tych kolumn. Inne niedociągnięcia tak czy tak są nie do przezwyciężenia w tej cenie. Rozjaśnienie jest mniej dostrzegalne przy odsłuchu muzyki akustycznej, bardziej przy rockowej. Jest to o tyle łatwe do tolerowania, że jakość wysokich tonów nie jest najgorsza. Ich barwa nie jest oczywiście całkiem naturalna, ale za to pozbawiona najnieprzyjemniejszych cech takich jak szorstkość czy piaszczystość. Natomiast zwłaszcza przy głośno nagranych talerzach perkusyjnych zauważalna jest szklistość górnych rejestrów. Podkreślone są też sybilanty. Wysokie tony, choć trochę uwypuklone, jednak nie dominują nad całością. Średnica również ma lekko rozjaśnione zabarwienie. Jest bardzo żywa i w miarę plastyczna. Bas jest dość szczupły i to może ewentualnie stanowić dla niektórych jakiś zawód. Nie ma rozciągnięcia pasma w niższe rejestry, nie ma też sztucznych uwypukleń w wyższym czy średnim basie. Zwykle bas sprawia wrażenie szybkiego, suchego. Przy uważnym odsłuchu basowych solówek można stwierdzić brak poważniejszych rezonansów - to jest w przypadku niedrogiej kolumny duża zaleta. Brakuje też wypełnienia pasma pomiędzy niższymi rejestrami gitary basowej a obszarem gdzie ten instrument ma harmoniczne tonów podstawowych. Objawia się to również w postaci stłumienia dolnych rejestrów gitary akustycznej. Na pewno wiele osób będzie zawiedzionych brakiem generacji basowego łomotu, ale zdecydowanie wolę taki skromny bas o przyzwoitej jakości od rezonansów tak powszechnie stosowanych dla stworzenia namiastki potęgi brzmienia. Faktycznie trzeba przyznać, że potęgi brzmienia trochę brakuje. W znacznym stopniu jest to jednak zrekompensowane żywą i szybką naturą dźwięku. Choć trochę zbyt lekko, Radmory potrafią jednak zagrać całkiem głośno bez poważnych problemów z kompresją. Ponieważ dość obficie rozpisałem się o różnych podbarwieniach wnoszonych przez LS-10, mogli Państwo odnieść wrażenie, że neutralność jest słaba. Muszę dodać, że skala wspomnianych niedociągnięć jest jak na kolumny tej klasy cenowej niewielka.
Bardzo przyzwoite są zdolności LS-10 do tworzenia dobrze zogniskowanych obrazów pozornych. Trochę gorsze wyniki dotyczą basu, ale i w tym zakresie nie jest wcale najgorzej. Dobra jest również przestrzenność. Tu chciałbym dodać mały komentarz. Niewątpliwie LS-10 wyróżniają się na tle konkurencji dobrym odtworzeniem pogłosu pomieszczenia. Natomiast nie oznacza to, że w tym zakresie osiągnięto pełny realizm. Barwa pogłosu jednak nie jest taka sama jak na przykład z Monitor Audio Studio 20SE. Nie chodzi mi oczywiście o złośliwe szukanie jakiś powodów do skrytykowania kolumn Radmora. Chcę Państwu naświetlić sprawę szerzej, odnieść LS-10 zarówno do konkurentów jak też do lepszych kolumn. Swoją drogą możecie też Państwo spytać, skąd wiem czy barwa pogłosu jest naturalna skoro nie byłem na miejscu nagrania. Przyznaję, że z reguły nie mam takich bezpośrednich odniesień. Mimo wszystko nie działamy jednak w zupełnej próżni. Sucha akustyka wytłumionego pomieszczenia jest w wielu studiach nagraniowych dość podobna. Na Monitor Audio słyszę (zwłaszcza wokół perkusji) coś co przypomina efekt naturalny, a na małych Radmorach to już nie jest to samo. Ale różnica w cenie pomiędzy tymi zestawami jest 15-krotna!
Inna mocna strona tych kolumn to analityczność. LS-10 wyróżniają się niezłym odtwarzaniem transjentów, nie wprowadzają zbyt wielu zaokrągleń. Impulsowe dźwięki narastają natychmiastowo tak jak należy. Niezła jest selektywność dźwięków w szybkich pasażach i separacja poszczególnych instrumentów.
LS-10 jest moim zdaniem kolumną ze ścisłej czołówki w swej klasie cenowej, obok takich kolumn jak KEF Coda 7 i Audiowave 13. Jest to nowość o tyle interesująca, że różni się charakterem brzmienia od tych dwóch bezpośrednich konkurentów, jest kolumną jaśniejszą i bardziej analityczną. A więc stanowi znakomite uzupełnienie oferty dostępnej na rynku.
Pojawienie się kolumn Radmora jest dla mnie sporym wydarzeniem w polskim audio. Całkiem niespodziewanie, w krótkim czasie, stworzono ofertę trzech udanych modeli, a każdy z nich zalicza się do ścisłej czołówki w swojej klasie cenowej. Mam do firmy Radmor tylko jedną prośbę. Mam nadzieję, że pierwsze sukcesy nie skłonią producenta do gwałtownego rozwoju gamy kolumn i do tworzenia nowych serii. Mając tak konkurencyjną ofertę trzech modeli w popularnych klasach cenowych można spokojnie ograniczyć się do ich dalszego rozwoju w przyszłych latach. Tak w ogóle to mam dylemat, bo w krótkim czasie opublikowaliśmy aż trzy bardzo przychylne recenzje kolumn Radmora i obawiam się, że zaczniecie nas Państwo podejrzewać o lokalny patriotyzm. Jak by na to nie patrzeć, ze wszystkich krajowych firm do Radmora jest nam geograficznie najbliżej. Na szczęście wiem, że nasi czytelnicy należą do ludzi bardziej dociekliwych niż przeciętni klienci, sami bez wątpienia zweryfikujecie nasze doświadczenia. (GS)