Pioneer A-605R
recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 3-4/97
Wymiary: 420,132,344 mm
Moc: 60/8
Cena (08/1997): 1.597 zł
Zestaw testowy 1: Mission Cyrus DiscMaster, Audiomeca Mephisto, mbl 1511, Meridian 566, Zoller Design Metropolis Imagination
Zestaw testowy 2: Audiomeca Mephisto, Meridian 566, AudioNote AN-J/SP
Wzmacniacz Pioneer A-605R jest wręcz idealnym wzorem wzmacniacza wyprodukowanego w Japonii i przeznaczonego na rynek masowy. W wyglądzie uwagę zwraca centralnie umieszczone pokrętło głośności, klapka na całą szerokość czołowego panelu kryjąca dodatkowe regulacje i przełączniki. Mnie szczególnie uderzył widok ścianki górnej. Otóż posiada ona bardzo specyficzną dekorację. Zamiast normalnych nacięć (otworów) do odprowadzania ciepła, na ściance wykonano duży prostokątny otwór, wypełnia go specjalna, plastykowa kratka z otworami. Jak to wygląda? Oczywiście przypomina metalowe kratki znajdujące się na obudowach takich urządzeń hi-end jak: Accuphase, Luxman. Moim zdaniem jest to wątpliwej jakości - w przypadku A-605R - zabieg estetyczny.
Wzmacniacz Pioneera posiada główny wyłącznik sieci (mechaniczny) na ściance tylnej. Na panelu czołowym mamy przełącznik elektroniczny "standby/on". A-605R jest wyposażony w zdalne sterowanie - obsługuje ono we wzmacniaczu głośność i wybór źródeł. Do wyboru źródeł służy pokrętło, nie obraca się ono przy korzystaniu z pilota, co oznacza, iż przełączanie jest elektroniczne. Natomiast potencjometr głośności jest obracany silniczkiem.
Klapka przykrywająca dolną część panelu czołowego łagodnie opada w dół, gdy pchniemy jej krawędź od góry palcem. Ukazują się nam regulacje barwy dźwięku, równowagi kanałów. Obrotowy przełącznik źródeł do nagrywania oraz przełączniki: loudness, muting i oczywiście direct. W lewej części wzmacniacza mamy też gniazdko na słuchawki.
Wejścia liniowe i gramofonowe zrealizowano na gniazdkach Cinch. A-605R posiada dwie pary gniazd wyjściowych głośnikowych - można do nich przyłączyć jedynie goły kabel o średnicy maksymalnie 2 mm. Wtyki banankowe lub widełki "U" nie pasują.
Wzmacniacz posiada też gniazdko do podłączenia kilku innych urządzeń Pioneer w system, który może być sterowany jednym pilotem.
Wewnątrz obudowy znajdujemy kilka płytek drukowanych. Aż trzy z nich umieszczono przy ściance przedniej (znajdują się na nich elementy związane ze regulacjami, zdalnym sterowaniem itp.) W przedwzmacniaczu gramofonowym wykorzystano jeden układ scalony. Natomiast wzmacniacz główny wydaje się być zrealizowany wyłącznie na tranzystorach. Znajduje się ich całkiem dużo w tzw. części wzmocnienia napięciowego. Stopień mocy zrealizowano na parze tranzystorów Mos IRF 540/ 954, stąd na ściance przedniej mamy naklejkę "Mos Drive". Każdy tranzystor mocy jest przykręcony do oddzielnego radiatora. W zasilaczu mamy toroidalne trafo przykręcone poprzez gumową podkładkę do obudowy. Kondensatory zasilacza to para: 15.000 µF (50V). Nie ma na nich żadnego innego napisu oprócz "audio". Mały transformator wykorzystano do podtrzymywania zasilania układów sterowania (np. odbierających sygnał pilota), gdy wzmacniacz znajduje się w stanie "standby". W A-605R dość długo trwa ładowanie kondensatorów zasilacza, gotowość działania jest sygnalizowana "cyknięciem" przekaźnika. Przekaźnik też działa przy korzystaniu z przycisku "direct".
Przy korzystaniu z zestawów Imagination A-605R dość wyraźnie się nagrzewa. (ms)
Opinia 1
Pioneer 605 jest najtańszym wzmacniaczem w grupie, zaoferował jednak brzmienie na całkiem przyzwoitym poziomie. Pomimo, iż trudno uznać zestawy głośnikowe Imagination jako dysponujące obszernym i głębokim basem, to już na nich słyszalne były ograniczenia wzmacniacza Pioneer w rozciągnięciu basu.
Bas z "605" nie jest chudy, czy też suchy. Jest raczej złagodzony i pozbawiony najniższych składowych. Po przesłuchaniu wszystkich wzmacniaczy, śmiem twierdzić, iż Pioneer dysponuje basem najbardziej płytkim w tej grupie. Brakuje mu też zdecydowanego ataku, drastycznych zmian dynamicznych. W solowych partiach kontrabasu, a nawet przy basach fortepianowych słyszalna jest pewna nerwowość, poluzowanie kontroli. Przy odtwarzaniu nisko zawieszonych linii basowych dochodzi też spowolnienie. Nie jest to jednak efekt w praktyce zbyt szkodliwy dla ogólnej przyjemności odsłuchu.
Przy porównaniach tanich sprzętów hi-fi z droższymi high-end często wskazuję na różnice w przekazywaniu detali, atmosferze. Tutaj jest trochę inaczej. Pioneer oferuje dźwięk trochę niehomogeniczny. Szczególnie wyższe rejestry brzmią syntetycznie. Wysokie tony są jakby trochę sztucznie wszczepione w przekaz. Dźwięk tego wzmacniacza nie tworzy jednolitej całości zawieszonej w przestrzeni. Wokale są niezbyt swobodne, oderwane od głośników.
Pioneer na swą cenę jest stosunkowo mało ostry czy też szorstki. W notatkach znajduję spostrzeżenia o lekkim rozjaśnieniu wysokich tonów, nie ma nic natomiast co by sugerowało, iż wzmacniacz brzmi jak typowy przedstawiciel urządzeń tranzystorowych. Również Maciej wyraźnie podkreśla, iż wzmacniacz nie jest ostry, twardy, a wręcz odwrotnie.
Pomimo, iż w swej naturze dźwięk jest pozbawiony ostrości, to pewne zjawiska psujące komfort odsłuchu mają miejsce. Pioneer wysuwa trochę do przodu średnicę i wysokie tony. Efekt ten ma też z całą pewnością związek ze wspomnianą ograniczoną aktywnością basu. Najwyższe składniki wysokich tonów noszą pewien sztuczny rozblask, są też przez wszystkie nagrania monochromatyczne w swej barwie.
Muszę przyznać, iż Pioneer 605 znakomicie wybrnął z odsłuchu w znacznie droższym torze audio, niż by to wynikało z ceny urządzenia. Wydaje mi się, iż za mało wspomniałem o różnicach między Pioneerem, a wzmacniaczami kilkukrotnie droższymi. Już wiem co teraz napiszę. Przy Manhattan Transfer zapisałem sobie "nie ma magii". To chyba wystarczy. Gorąco polecamy "605" do zestawów głośnikowych w cenie samego wzmacniacza. (ms)
Opinia 2
Tak na pierwszy "rzut ucha" to właściwie trudno zarzucić Pioneerowi jakieś istotne przekłamania tonalne. Jest równowaga całego pasma, nie ma poważniejszych podkolorowań jak chodzi o bardziej szczegółową analizę barwy. Ale jak napisał JD "struktura harmoniczna mogłaby być bardziej bogata". No i w tym właściwie streszcza się sedno problemu, na tym polega zasadnicza różnica między A-605R a droższą konkurencją. Barwy wokali solistów występujących w operze były oczywiście zróżnicowane, ale w droższych wzmacniaczach te różnice były bardziej oczywiste, łatwiej czytelne. To samo dotyczy też wysokich tonów - sucha poprawność to nie to samo co błyskotliwy koloryt, z blaskiem i bogactwem odcieni dźwięków. Bas jest dostrojony do reszty, podany w normalnych proporcjach tylko lekko rozmiękczony i o nieznacznie pogorszonej kontroli. Podałem same uwagi krytyczne, ale trzeba pamiętać o cenie. Przy takiej cenie wspomniane uszczerbki w reprodukccji barw nie wydają się być zbyt dokuczliwe.
Podstawowe zjawiska dynamiczne wypadły poprawnie. Nie odnotowaliśmy powżniejszej kompresji, rozmach potężniej zrealizowanych nagrań pozostał na przyzwoitym poziomie. Trochę gorzej prezentowane były dynamiczne subtelności. Łatwiej przychodziło Pioneerowi odtworzenie obfitości nagrań Marcusa Millera niż przekaz ich witalności i tempa. Trochę pozostawiały też do życzenia wybuchowe dźwięki transjentowe. Mimo istniejących ograniczeń Pioneer w tej materii nie ustępował pozostałym - znacznie droższym - wzmacniaczom grupy.
Chyba najsłabszą stroną A-605 jest tworzenie obrazu przestrzennego. Zauważyliśmy pewne ograniczenia w precyzji lokalizacji. Przy ogólnie normalnym układzie źródeł zauważalna była nieraz tendencja do rozmywania konturów, zarówno w przypadku instrumentów basowych jak też wokali. Przeciętne było też kreowanie przestrzenności. Akustyka pomieszczeń została zubożona, namacalność była przeciętna. Układ źródeł nie odbiegał co prawda od normy, ale mimo wszystko wspomniane ograniczenia przesądziły o małej sugestywności stereofonii.
Już wcześniej wspomniałem o ograniczeniach w reprodukcji barw i przestrzeni. Przesądzają one w znacznej mierze o możliwościach analitycznych Pioneera. Po prostu pewne warstwy przekazu umykają. Jednak sama tylko selektywność poszczególnych zdarzeń pozostaje dobra. Ciche dźwięki w tle nie były zagłuszane ani maskowane przez partie pierwszoplanowe. Pomimo suchości (barwowej i przestrzennej) miks pozostawał czytelny.
Podsumowując trzeba przyznać, że A-605 nie odbiegał od pozostałych uczestników testu aż tak bardzo jak by to sugerowała różnica w cenie. Dla ortodoksyjnego audiofila lepszym wyborem pozostanie A-400X, ale mimo wszystko 605-ka jawi się jako udany przykład komercyjnego wzmacniacza w swej klasie. (GS)