Home Entertainment 2003 San Francisco
Przykrą niespodzianką tegorocznej wystawy było jej przeniesienie z NY na drugie wybrzeże. Cóż, audiofil na głodzie pokona i taką trudność jak udanie się do słonecznej Kaliforni. Może podzielę się małą nie-audiofilską dygresją na wstępie. Kalifornia nie jest wcale taka słoneczna, przynajmniej jeśli chodzi o SF, słońce pojawia się jedynie pomiędzy 15-17 i jest dużo zimniej niż na wschodnim wybrzeżu (co nie jest minusem) plus bardzo przeszywający wiatr od Pacyfiku (polskie klimaty). Brrr. Wystawa miała miejsce w pięknym starym ekskluzywnym hotelu St. Francis. Miła odmiana od komercyjnego Hiltona, który jednak był klimatyzowany w przeciwieństwie do dusznego Francisa (kolejna niespodzianka Kaliforni).
Tegoroczna wystawa miała dać mi odpowiedź na nurtujące mnie od jakiegoś czasu pytanie czy audiofilską nirwanę można osiągnąć jedynie poprzez lampową amplifikację plus gramofon lub SACD, czy istnieją też inne drogi. Czasu aby to rozstrzygnąć było o 4h mniej, wystawę skrócono do 8h.
Niestety wystawa nie dała mi odpowiedzi na postawione pytanie... Ale dała mi kilka innych interesujących odpowiedzi czy też kierunków poszukiwań. Po pierwsze zakończyła się era euforii SACD. Na HE 2001 in NY były one wszędzie, kolejny "the best sound for ever" krzyczano wszędzie. Na HE 2003 odnotowałem zdumiewającą równowagę pomiędzy ilością gramofonów, CD czy SACD playerów. Żadna technologia nie była specjalnie eksponowana. Żadne źródło nie miało kompleksów w stosunku do drugiego. Dodam, że plusem bycia na pierwszym dniu wystawy była duża liczba tzw. free stuff (darmowe egzemplarze wszystkich możliwych czasopism audiofilskich i videofilskich, płyty DVD, CD, CD-ROM, pierwsi wystawowicze mogli się również załapać na D-VHS reklamówki).
Jako stały czytelnik Stereophila przeżyłem szok gdy w darowanym TAS (The Absolute Sound) wyczytałem, że najlepsze na dziś źródła dźwięku to LP, CD, SACD. Oraz że już szczególnie CD playery biją na głowę SACD ze stajni SONY. To jedno zdanie zwróciło mi wiarę w moje uszy, gdyż mam podobne wrażenia jako posiadacz SACD SONY. SACD to technologia przyszłości mająca bezdyskusyjnie lepszy potencjał niż CD, ale dziś ten potencjał nie jest wykorzystany, podczas gdy CD jest już bardzo dojrzałe co było słychać na wystawie, a czego nie słychać ze średniej klasy SACD.
Drugi trend rzucający się w oczy to używanie lampowych wzmacniaczy przez producentów kolumn do ich prezentacji. Lampy przestały być dziwactwem, fanaberią, stały się znów pełnoprawnie akceptowaną technologią. Nikogo już nie dziwią, nie szokują, gdy z rozbrajającą szczerością kolejny producent kolumn lapidarnie obwieścił, że używa lamp, bo po prostu na nich lepiej brzmią jego kolumny. Pozbyłem się złudzeń, że lampy są chwilowym trendem. To samo dotyczy LP. Obie technologie mają się dobrze choć stanowią nisze rynkową, jak zresztą każde urządzenia audio powyżej 300$. Większość wystawców obok CD, czasem SACD, miała na usługach również gramofon.
Myślę ze skończyły się czasy gdy wmawiano nam że SS (tranzystor) jest lepszy niż lampa lub odwrotnie bądź LP lepsze niż digital. Weszliśmy w epokę gdy nie technologia się liczy lecz wykonanie, Stąd tak wielkie moje rozczarowanie z SACD od Sony. Niestety za wykonane SACD trzeba zapłacić co najmniej 7k$ (tyle kosztował najtańszy SACD z dobrej firmy).
Kolejnym zaskoczeniem była proliferacja wzmacniaczy cyfrowych. Ale i tu nie obyło się bez niespodzianek. O ile w HE 2001 czy HE 2002 w NY prezentacje digital amps zawsze były bardzo pretensjonalne, krzykliwe, cudowna technologia, śmierć wzmacniaczy tranzystorowych, "druga" śmierć lamp, tak na HE 2003, mimo że było ich zdecydowanie więcej (Spektron, Bel Canto, PS Audio, nie widziałem TACT), to nikt z wymienionych producentów nie tylko że nie prezentował swoich wzmacniaczy jako cyfrowych (zero transparentów informujących nas że to co słuchamy to wzmacniacz cyfrowy) więcej gdy pytałem prezenterów czy my słuchamy cyfrowej amplifikacji dostawałem cichą odpowiedź potwierdzającą. Więc jednak znów nie technologię nam prezentowano jak dotychczas ale wykonanie, miła odmiana. Co do wykonania to zapamiętałem "digital ampy" jako brzmiące niesłychanie jasno i przejrzyście, dzisiejsze brzmiały inaczej, bardziej ponuro, może cieplej, ale inaczej niż lampy.
Nieszczęście chciało gdy JM Lab Grand Utopie na byłej edycji HE grały z dCS (upsampler i DAC), lampą LAMM, to był to bezdyskusyjnie najlepszy dźwięk wystawy, dziś Utopie grały z Bel Canto (didital amp) dzwięk był jedynie "so-so", dziesiątki lepszych walało się po wystawie. Byłem rozczarowany. Ale za to inny digital amp Spektron wypadł bardzo dobrze.
Niestety po przesłuchaniu lidera wśród dzisiejszych producentów DAC i ostatnim odkryciu światka audiofilskiego EMM LABS straciłem moje przekonanie czy gramofon jest jedynym źródłem top high-end. Pojawiły się też audiofilskie SACD z AudioAero, Accuphase a muzyka z górnej półki CD również brzmi przekonywująco, znów okazuje się że nie technologia, tylko provider się liczy.
Jak zwykle bardzo pozytywne wrażenie robiły wszelkie droższe konstrukcje lampowe, wszelkie absurdalnie drogie gramofony, co nie jest niespodzianką. Była nią natomiast dla mnie tajwańska firma Usher. Dźwięk był wyśmienity, to było moje pierwsze spotkanie z tą firmą (każdy uczestnik dostał audiofilską płytę CD ich produkcji, tłoczoną w złocie) ale nie to było powodem, że do ich pokoju pomimo braku czasu zajrzałem raz jeszcze. Za naprawdę nieduże pieniądze 2200$ firma potrafiła zaprezentować wzmacniacz w czystej klasie A 150W, charakteryzujący się niesamowitą dynamiką, czystością, płynnością sceny. Niesłychanie interesująco też wypadały ich kolumny, szczególnie monitory w cenie 1k$, łudząco przypominające z wyglądu Sonus Faber. Brzmienie niesłychanie spójne, przestrzenne i potężne jak na tak małą konstrukcję. Było wiele pokojów prezentujących na tej wystawie zestawy, z którymi mógłbym żyć, ale to był jedyny poniżej 20k$. Więcej, całość wychodziła 7k$. Jak mówią Amerykanie "steal". Nie jest to jednak deal dla każdego, dla audiofila z potrzebą ciągłego upgrade może stanowić problem odsprzedanie klocków nikomu nie znanej tajwańskiej firmy Usher.
Nie sposób jednak pominąć wszechobecnego HT wraz z plejadą najnowszych technologii wizyjnych, np. monitory 30" LCD II generacji, monitory i projektory DLP III generacji, plazmowe HDTV czy LCoS in inne cuda, których nie pomnę. Ogólny trend to coraz większe przekątne ekranów (65 cali dziś już nie szokuje) o jakości jeszcze nie dawno dostępnej tylko dobrej klasy 7" projektorowi CRT przy 10-krotnie mniejszej masie i 10-krotnie łatwiejszej obsłudze.
Miłą niespodziankę zrobił mi też McIntosh, który uciekł z prezentacją na 31 piętro, jako że kompleks hotelowy St. Francis składa się i z nowego i starego hotelu. Dostanie się tam stanowiło pewne wyzwanie, ale było warto i to nie bynajmniej tylko za sprawa HT opartego na lampowych audiofilskich końcówkach mocy ze stajni McIntosha. Otóż nie dość że po raz pierwszy wyszło słońce, to jeszcze pokój miał wspaniały widok na San Francisco downtown i zatokę z wyspą Alcatraz. Wypstrykałem pół filmu zanim poświęciłem parę minut na prezentacje HT. HT jest niestety dźwiękowo małym podzbiorem jakości dostępnej w dwukanałowej stereofonii, chyba że ktoś jest fanem subsonicznego basu. Nawet ekstremalnie drogie prezentacji HT wypadają słabo w konfrontacji z 2-3 krotnie tańszymi konstrukcjami 2 kanałowymi. Jednak wyraźnie widać, że "general public" dryfuje w kierunku HT. Dwukanałowe audio jednak ma się naprawdę dobrze, nigdy nie było lepiej. Zdjęcia z wystawy będą dostępne na gallery.cympak.com.
pozdrawiam audiofilsko rodaków,
Sławomir Orlowski