Chris Evans - wywiad
Wywiad przeprowadzono w 1998 roku w Londynie. Chris Evans to jeden z najbardziej znanych brytyjskich konstruktorów sprzętu audio znany z działalności w takich firmach jak Arcam (wówczas jeszcze A&R Cambridge), NAD i Myryad.
Rozmówcy: CE - Chris Evans, GS - Grzegorz Swiniarski
GS: Zacznijmy może po kolei, czyli od początków Pańskiej kariery w audio.
CE: W audio przeznaczonym do użytku domowego zaczynałem jeszcze jako student z Johnem Dawsonem. Założyliśmy A&R Cambridge i robiliśmy nasz pierwszy wzmacniacz - A60.
GS: Przepraszam, że przerywam. Miałem okazję rozmawiać o tym również z Johnem Dawsonem. Czy także działał Pan w Tape Recording Society?
CE: Tak, oczywiście. Mieliśmy wówczas wielu prelegentów zarówno z przemysłu hi-fi jak i przemysłu nagraniowego. Wiele osób nas odwiedzało. Były to nazwiska nadal znane w branży: Bob Stuart, Barry Fox - znany teraz dziennikarz, Angus McKenzie.
GS: Faktycznie to znane nazwiska.
CE: Mój pierwszy krok w kierunku audio wykonany został niejako poprzez Tape Recording Society. Spotkałem Davida Robinsona, który był głównym inżynierem w Dolby Laboratories, wtedy znajdującym w Londynie. Przyjechał jako prelegent kiedy byłem jeszcze na pierwszym roku, później do niego napisałem i dostałem pracę na wakacje w Dolby. Trzy razy przez wakacje pracowałem w Dolby Labs w Londynie nad systemami redukcji szumów i innymi rzeczami.
GS: Podejrzewam, że musiało to być bardzo owocne.
CE: Było to wspaniałe szkolenie. Ich możliwości inżynierskie były najwyższych lotów. Wtedy była to jeszcze mała firma wszyscy znali się nawzajem, w tym Raya Dolby'ego.
GS: Można powiedzieć, że miał Pan szczęście.
CE: Jak najbardziej. Jednym z inżynierów, z którym pracowałem u Dolby'ego był Erik Edvardsen, który później zaprojektował NAD 3020. I właśnie poprzez niego w późniejszym okresie zaoferowano mi pracę w NAD. Nasze kontakty zostały nawiązane właśnie u Dolby'ego. Czas spędzony w firmie Dolby był bardzo cenny. Dużo się nauczyłem o praktyce projektowania układów audio wysokiej jakości, dla użytku studyjnego, gdzie wymogi są inne niż w sprzęcie audio powszechnego użytku, często wiele wyższe.
GS: Potem był A60 w A&R Cambridge.
CE: Tak. Pierwszy powstał w 1976, chyba latem. Do Bożego Narodzenia zrobiliśmy około 30, taka była skala działalności. Ale robiliśmy też projekty na zlecenie w pro-audio, mieliśmy sklep - inne źródła dochodów. Na początku następnego roku mieliśmy dobrą recenzję w jednym z brytyjskich czasopism hi-fi i firma zaczęła się szybko rozwijać w następnych latach.
GS: W firmie ciągle pracował Pan jako projektant?
CE: Tak. W pierwszych latach projektowaliśmy nie tylko produkty A&R Cambridge, ale także urządzenia profesjonalne dla studiów i inne. Zaprojektowaliśmy też dla firmy z Danii urządzenie do badania słuchu, skomplikowany system z wieloma przełącznikami, filtrami, kompresorami, ekspanderami. To był interesujący projekt. Z upływem czasu wymagania części hi-fi były tak duże, że nie mieliśmy czasu na inne prace. A&R rozrosła się do całkiem niezłych rozmiarów.
W połowie lat osiemdziesiątych John Dawson i ja mieliśmy różne koncepcje co do kierunku rozwoju firmy i rozeszliśmy się w 1985. Żona i ja sprzedaliśmy swoje udziały. Rok spędziłem poza audio. Pracowałem w firmie inżynieryjno-konsultacyjnej zajmującej się głównie systemami zwalczania hałasu, dla różnych klientów, między innymi sporo dla ministerstwa obrony. Zwalczanie hałasu to cenna cecha w wielu miejscach, choćby w łodziach podwodnych. Tam pracowałem nad systemami przetwarzania cyfrowego. Wcześniej nic o nich nie wiedziałem. Uczęszczałem na różne kursy. To też było bardzo przydatne. Dało mi to wgląd w tą część elektroniki. Kiedy w 1986 roku przeniosłem się do NAD, jednym z pierwszych produktów, nad którym pracowałem był odtwarzacz CD. A ja byłem już bardzo dobrze oswojony z takimi technikami jak cyfrowe filtrowanie, próbkowanie. Pracowałem praktycznie nad wszystkimi odtwarzaczami CD NAD.
GS: Który był pierwszy?
CE: Pierwszy był NAD5300. Brzmiał bardzo dobrze, ale nie odniósł sukcesu komercyjnego. Mechanizm był bardzo zawodny. Naprawdę szkoda. To nie była moja część pracy. Transport był produkowany dla NAD przez japońską firmę, producenta elektroniki, który robił też swoje transporty.
GS: Czy odtwarzacze CD były Pańską specjalnością w NAD?
CE: Nie. Pracowałem nad wieloma produktami. Właściwie nad wszystkimi odtwarzaczami. Niektóre z nich były zaprojektowane w firmie, a inne to modyfikacje OEM. Toshiba robiła wtedy hi-fi i między innymi odtwarzacze CD dla NAD. Niektóre NAD były po prostu poprawionymi wersjami Toshiby. Ale pracowałem też nad amplitunerami, tunerami, niektórymi wzmacniaczami, różnymi generacjami 3020, 3020e, 3020i. Myślę, że 3020i był tym, nad którym najwięcej pracowałem.
GS: Pamiętam go, to był dobry wzmacniacz.
CE: Z odtwarzaczy CD: 5320, 5325, 5420, 5425. Szczególnie te dwa ostatnie były sukcesem. Sprzedały się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy.
GS: No i następny ruch po NAD...
CE: Założyliśmy Myryada.
GS: Kiedy to było?
CE: Na wiosnę 1995. Miałem jeszcze mały kontrakt na dokończenie pewnych prac projektowych w NAD. Opracowaliśmy podstawy konstrukcji Myryada MI120. Produkcja rozpoczęła się we wrześniu.
GS: Zdaje się, że był to pierwszy raz kiedy pracował Pan z bratem.
CE: Tak. Rozmawialiśmy o tym wcześniej, ale do niczego nie doszło. A to wydawała się dobra okazja. Brat miał własną firmę wykonującą różne projekty, na przykład sprzętu pomiarowego. Nadal robimy w Myryadzie oscylator do testowania głośników, generuje sygnał 'sweep' 20 Hz do 20 kHz i ma mały wzmacniacz mocy. Sprzedajemy go producentom głośników do kontroli jakości na linii produkcyjnej.
GS: Myryad jest więc firmą rodzinną.
CE: Jak najbardziej. Na początku był całkowicie w rękach rodziny. Dla rozwoju i wprowadzenia nowych produktów potrzebowaliśmy dodatkowej gotówki. Mieliśmy szczęście uzyskać kontakt z Chrisem Shortem. On jest tym Shortem z Mordaunt-Short, choć ściśle rzecz biorąc to jego brat był współzałożycielem M-S. Jednak on właśnie kierował M-S w najlepszym okresie w latach osiemdziesiątych. Po przejęciu M-S przez TGI był poza audio przez kilka lat. Ale zawsze interesował się przemysłem hi-fi. Przez wspólnego przyjaciela dowiedział się, że jest firma, która potrzebuje wkładu finansowego i pomocy w marketingu - bo to nie jest naszą specjalnością. Spotkał się z nami i byliśmy bardzo zadowoleni. Dzięki wkładowi finansowemu byliśmy w stanie wypuścić na rynek nowe produkty w tym roku. Cztery modele już w produkcji, dwa już niedługo i jeszcze jeden przed końcem roku [wywiad przeprowadzono we wrześniu 1998 roku]. Samodzielnie nie bylibyśmy sobie w stanie na to pozwolić. Mieliśmy projekty ale nie mogliśmy sfinansować ich uruchomienia. Jego zdolności marketingowe i kontakty pozwoliły nam zdobyć nowe rynki.
GS: Był Pan w audio ponad dwadzieścia lat. Nie ma wątpliwości, że branża zmieniła się w tym okresie. Ale muszę powiedzieć, że nie do końca zgadzam się ze wszystkimi opiniami, które słyszy się od ludzi z branży. Zwykle mówi się o upadającym rynku hi-fi. Ale jak mi się wydaje od czasu popularyzacji wideo, hi-fi przestało być modne i już nigdy potem nie było. Już od około 20 lat jest to rynek w znacznej mierze hobbystyczny.
CE: Do pewnego stopnia tak. Patrząc na statystyki, to od końca lat osiemdziesiątych rynek na klasyczne stereo kurczył się, nie w sposób gwałtowny, powiedzmy kilka procent rocznie. Ale to jest zależne od rynku. W Ameryce Północnej rynek na czyste stereo jest całkiem mały w porównaniu w dawniejszymi czasami, ponieważ kino domowe weszło w to miejsce. W Ameryce jest też pokaźny rynek na instalowane systemy, wielopokojowe. W innych regionach kino domowe jest rynkiem rosnącym, ale nie dominuje tak jak w Ameryce. Jest też dominujące w Australii oraz niektórych rynkach wschodnioazjatyckich.
GS: Czy nie jest po trosze tak, że 20 lat temu firmy były mniejsze, mniej profesjonalne w sensie biznesowym i miały mniejsze oczekiwania niż teraz. I mówią, że rynek jest słaby, bo ich oczekiwania są wyższe.
CE: Trudno powiedzieć. Na pewno rynek jest trudniejszy. Zakładanie firmy jest teraz o wiele trudniejsze niż w latach 70-tych, co mogę powiedzieć z własnego doświadczenia. Było wówczas mniej firm, a przede wszystkim mniej dobrych firm. Jakość produktów elektronicznych jest znacznie lepsza niż wówczas.
Było to właściwie łatwe dla pary studentów, którzy mieli jakieś pomysły - a miałem tą wspaniałą podstawę w postaci pracy w Dolby Labs, gdzie mogłem się nauczyć jak robi się elektronikę najwyższej jakości. Zaaplikowanie tej wiedzy w przypadku produktu hi-fi - a to właśnie zrobiliśmy w przypadku A60 - powodowało, że przy bezpośrednim porównaniu z japońskim produktami konkurencyjne wyroby były jakby sklecone. Nie było to trudne do zrobienia dla dwóch młodych studentów. Nie można już tego powtórzyć teraz. Proszę popatrzeć na produkty na rynku. Poczynając nawet od małych firm, aż do firm jak TAG Mc Laren. Weźmy nowe Silver Line NAD produkowane w Danii z pięknie obrobionymi częściami metalowymi. A ich ceny są całkiem rozsądne.
GS: Minęło już ponad 20 lat od powstania A60 i jak już Pan mówił, był to bardzo udany wzmacniacz jak na swoje czasy. W związku z tym chciałbym zadać bardziej techniczne pytanie. Jak patrzy Pan na schemat A60 mając dwadzieścia lat doświadczenia więcej?
CE: Nadal jest to bardzo dobry układ. Wzmacniacz mocy to był bardzo typowy układ, gdzie odpowiednio dużo uwagi poświęcono istotnym dla jakości dźwięku szczegółom, miał dobry zasilacz i pieczołowicie zaprojektowany przedwzmanciacz.
GS: Jeśli teraz patrzy Pan na schemat to czy nie miałby Pan ochoty dokonać w nim zmian.
CE: Znalazłoby się kilka rzeczy. Ale jeśli robi coś w tak prosty sposób jak A60, to nadal jest to dobry schemat. Jest teraz trochę nowocześniejszych tranzystorów mocy i innych tranzystorów. Jest teraz trochę lepszych części. Myślę, że można by zrobić inny przedwzmacniacz. Zastosowany układ był spotykany w owych czasach, był oparty na elementach dyskretnych. Teraz osiągalne są bardzo dobre układy scalone, za mniejsze pieniądze.
Jedną z najważniejszych rzeczy, której się nauczyłem i która była uwzględniona już od pierwszego A60 był układ płytki. Chodzi nie tylko o gwiaździstą masę, którą zastosowaliśmy automatycznie - bo to jest po prostu dobra praktyka inżynieryjna. Ale prowadzenie ścieżek. Próbowaliśmy metodą prób i błędów. Zbudowaliśmy płytkę zmierzyliśmy zakłócenia i były one okropne. Musieliśmy poświęcić czas, żeby sprawdzić dokładnie czemu tak było. Teraz, ponad 20 lat później biorę do ręki pismo elektroniczne i czytam jak ktoś pisze jak powinno się grupować ścieżki i dlaczego. A ja wiem to z własnego doświadczenia.
GS: W ten sposób gładko przeszliśmy do następnego tematu, który chciałem poruszyć. Być może się mylę, ale odnoszę wrażenie jakby rozwój podręcznikowej wiedzy z dziedziny elektroniki przyhamował gdzieś w czasach gdy Matti Ottala opublikował swe prace o zniekształceniach TIM. Potem spotyka się tylko pojedyncze prace. Czasem bardzo ciekawe jak choćby pamiętny artykuł Hawksforda o niskich gęstościach prądów we wzmacniaczach gramofonowych (fuzzy distortion) czy ostatnio o zniekształceniach pamięciowych. Jak Pan postrzega rozwój wiedzy teoretycznej używanej w audio?
CE: Jest prawdą, że pojawia się mniej nowej teorii elektronicznej. Jestem członkiem AES od 75 czy 76 roku. W owych czasach było wiele prac w Journal of Audio the Engineering Society - jak choćby te Ottali, ale i wielu innych - poświęcone teorii układów elektronicznych, mechanizmów zniekształceń. Niczego takiego już nie ma od pewnego czasu. Ludzie pracujący w obszarach badawczych - na uniwersytetach i innych miejscach - koncentrują się cyfrowym przetwarzaniu sygnałów i różnych tego aplikacjach w różnych dziedzinach. Nadal jest dużo prac odnośnie projektowania akustycznego, dotyczących głośników i obudów. W tej dziedzinie nadal jest rozwój bo trudno analizuje się te problemy. Ale jeśli chodzi o analogową elektronikę publikuje się bardzo mało prac.
GS: Czy można by więc powiedzieć, że postęp w projektowaniu elektronicznym jest obecnie bardzo powolny?
CE: Jest postęp, ale odbywa się w inny sposób. Weźmy producenta takiego jak my. O pewnych technikach, które wykorzystuję w produktach Myryad, wolałbym nie pisać artykułów. Komercyjne względy przesądzają o tym, że wolimy nie informować wszystkich, że znaleźliśmy coś co jest bardzo ważne. I nie chodzi tu jakieś poszczególne techniki wykorzystywane w naszych produktach. Właściwie żadna poszczególna technika nie jest unikalna. Podobne fragmenty układów można zobaczyć gdzie indziej. Ale ważny jest sposób aplikacji, używanie odpowiednich rozwiązań w odpowiednich miejscach i doświadczenie jakie to przynosi korzyści.
Japońskie firmy elektroniczne mają masę znakomitych inżynierów. Pracując w NAD zazwyczaj przeglądałem dużo japońskich pism elektronicznych, co miesiąc przychodziły jakieś artykuły. Oczywiście nie mogłem ich przeczytać (śmiech), ale przeglądałem schematy. Często znajdowałem tam pomysły, o których sam też wcześniej myślałem. I oni używali ich. Powiedzmy, że jakiś wzmacniacz miał ciekawy układ. Ale to były tylko fragmenty. Następny wzmacniacz tego już nie miał. Być może sami inżynierowie się rozwijali, a może chodziło o to by mieć nową technologię w każdym produkcie. Nie wiem.
Jest kilka rzeczy, które sprawdziły się na przestrzeni lat, które czynią istotną różnicę. Dawno temu, przy projektowaniu mikserów studyjnych napotkałem problem z zasilaniem i wymyśliłem sposób aby go rozwiązać. Nie był to wtedy praktyczny sposób, ale uważałem, że to był dobry pomysł, i że można by go przenieść do hi-fi. Raz chciałem go użyć w high-endowym odtwarzaczu CD NAD-a, ale ten projekt nigdy nie powstał. Zaaplikowałem go w tańszych odtwarzaczach CD 5420 i 5425, ale w skromniejszym zakresie i to działało, a produkty brzmiały wspaniale. Uważam, że sposób zasilania był za to w znacznej mierze odpowiedzialny.
W odtwarzaczach Myryada zaaplikowałem to dużo szerzej. MC100 był bardzo dobrze recenzowany za swą jakość dźwięku. Podobna technika zasilania jest używana w wielu innych naszych produktach. Pozwala ona na znakomitą izolację poszczególnych elementów. Nie chodzi tylko o to by stosować wiele stabilizatorów, które nadal pozwalają krążyć prądom zasilania i powodować zakłócenia. Izolacja [przy wykorzystaniu wspomnianej techniki] jest prawie tak dobra jakby zasilanie było pobierane z osobnych baterii.
Zrobiłem to też tunerze. Głowica, P.Cz., demodulator, dekoder stereo - nie chcemy by one na siebie oddziaływały. Każdy blok ma oddzielne zasilanie. Mieliśmy oszałamiające recenzje jakości dźwięku tego tunera. Ostatnio jeden z recenzentów powiedział mi: "To jest wspaniały tuner, byłem zaskoczony", na co odpowiedziałem "Dziękuję bardzo" (śmiech). A on na to "Jest tak dużo tunerów po prostu zwyczajnych, niezwykłe jest spotkanie autentycznie dobrego". Widziałem tą technikę zaaplikowaną też w produktach japońskich.
GS: Pracuje Pan zawodowo w pełnym wymiarze. Czy udaje się śledzić wszystkie nowości i publikacje. Czy nie jest pan zalany informacją, którą trudno przyswoić. Czy nie ma Pan uczucia, że coś Panu ucieka z braku czasu.
CE: To jest prawda. Nie jestem w stanie przeczytać wszystkich czasopism. Czytam przynajmniej pobieżnie brytyjskie czasopisma hi-fi.
GS: Chodzi mi bardziej o prasę techniczną. Czy trudno jest nadążyć z postępem.
CE: Są elektroniczne czasopisma, które czasami zamieszczają coś co ma związek z audio. AES jest całkiem dobrym głównym źródłem, choć obecnie niewiele się tam publikuje na temat analogowej elektroniki. Z konsumpcyjnych czasopism przydatny jest Stereophile. Ich autorzy podają odnośniki do innych źródeł. Ale faktycznie trudno jest nadążyć i na pewno coś mi umyka.
GS: Czy moglibyśmy spojrzeć na postęp w elektronice z innego punktu widzenia. Co Pan sądzi o nowych komponentach, jak kondensatory, tranzystory, itd. Czy może Pan zrealizować pewne projekty, które nie były możliwe kilka lat temu właśnie z uwagi na brak elementów.
CE: Są pewne części, które nie były wcześniej osiągalne. Nie ma ich tak dużo. Niech pomyślę. Większość wykorzystywanych przez nas części nie jest aż tak nowa. W naszym najdroższym odtwarzaczu stosujemy na przykład bardzo drogiego wzmacniacza operacyjnego FET, który jest nowy. Najlepsze wzmacniacze operacyjne są teraz dużo lepsze niż kiedyś.
Z drugiej strony 5532 i 5534, które pojawiły się w latach 70-tych w niższym przedziale cenowym są wciąż wśród najlepszych. Mają swoje piętno dźwiękowe, ale jest to ładniejsze piętno niż w większości innych układów. Ale są teraz jednak znacznie lepsze wzmacniacze operacyjne, niektóre autentycznie bardzo dobre.
GS: Zauważyłem, że wśród osób modyfikujących sprzęt wymiana 5532 i 5534 na lepsze układy jest jednym z popularniejszych tricków.
CE: Jest oczywiście wiele lepszych układów niż 5532, ale są one droższe, niektóre nie aż tak wiele droższe. Ale czego sam doświadczyłem, wzmacniacz operacyjny, który brzmi lepiej, powiedzmy w filtrze odtwarzacza CD nie musi być najlepszy w stopniu gramofonowym, albo w stopniu wzmocnienia napięciowego wzmacniacza. Nie polega to na tym by znaleźć ulubiony wzmacniacz operacyjny i używać go wszędzie.
GS: Też nieraz zetknąłem się z tą opinią.
CE: Akurat w tej dziedzinie [wzmacniacze operacyjne] było sporo zmian na lepsze. W innych przypadkach jest mało nowości. Niewiele dzieje się jak chodzi o dyskretne tranzystory. Teraz spotyka się bardzo mało nowych, bipolarnych tranzystorów mocy. A nawet jest ich coraz mniej. Spotykamy się z wycofywaniem różnych typów z produkcji. Na przykład tranzystory mocy Toshiby pierwotnie używane w MI120 zostały wycofane. Oferta jest ograniczana, bo jak sądzę, tranzystory mocy poza audio to coraz częściej MOS-FETy. Nadal wydaje mi się, że można osiągnąć lepsze wyniki z tranzystorami bipolarnymi, jeśli pod uwagę bierze się też aspekt kosztów. Większość MOS-FETów projektuje się do aplikacji przemysłowych. Te, które są przeznaczone do audio, albo mają wysokie ceny, albo niezbyt duże prądy.
GS: Na podstawie naszej dotychczasowej rozmowy sądzę, że pewnie zgodzi się Pan z opinią którą wyraził Philip Swift, wówczas z Audiolaba. Stwierdził on, że nie ma żadnej magicznej odpowiedzi jak projektować wzmacniacz czy jakikolwiek inny sprzęt hi-fi.
CE: To prawda. Nie ma magicznej odpowiedzi. Jest wiele sposobów by wykonać wysokiej klasy wzmacniacz. Ważne jest by poświęcić uwagę szczegółom, wszystkim szczegółom. Każdy element wzmacniacza jest ważny. Przy produkcji trzeba wziąć pod uwagę tolerancje. Dużo trudniej jest zrobić tysiąc niż jedną sztukę.
GS: Firmy hi-fi lubią podkreślać jakieś wybrane rozwiązania konstrukcyjne, czy określone techniki, na przykład, że lepsze są lampy, albo tranzystory bipolarne. Czy nie jest to tylko marketing?
CE: W marketingu trzeba powiedzieć coś co odróżnia produkt od innych. Jeśli ktoś powie "zadbaliśmy o wszystkie szczegóły" nie zabrzmi to zbyt odpowiednio.
W Myryadzie używany jest układ, który nazwałem DC5 (double complementary cross-coupled cascoded current feedback) w sumie pięć "C". Chodziło o to by nazwać konfigurację wzmacniacza mocy. Jest to bardzo zgrabny układ. Nie był on wymyślony w Myryadzie, był spotykany we wzmacniaczach operacyjnych, niektórzy go używali, ale niezbyt często. Nie jest to układ łatwy w użyciu. Ma bardzo niskie szumy, jest bardzo szybki, nie ma problemów z TIM, ma bardzo małe zniekształcenia.
GS: Czy wykorzystuje Pan jakieś niekonwencjonalne metody pomiarowe?
CE: Właściwie nie. Nie sądzę by którekolwiek z moich pomiarów były nietypowe. Przy projektowaniu wszelkich urządzeń audio przywiązuję dużą wagę do tłumienia zakłóceń z zasilania. Analizuję każdy stopień pod kątem jego czułości na szumy i zakłócenia z zasilania, co jest standardową rzeczą. Każdy wzmacniacz operacyjny ma to w specyfikacji. Inni zajmują się tym w przypadku wzmacniaczy mocy. A ja zająłem się tym w przypadku tunera. Nie sądzę by wiele osób martwiło się o ten problem w stereo dekoderze tunera.
Kiedy robiłem pierwszy odtwarzacz MASH dla NAD przeglądałem schematy aplikacyjne dla przetwornika CA. Układ MASH ma na wyjściu sygnał o modulowanej szerokości impulsów, co oznacza po prostu, że na wyjściu następuje przełączanie pomiędzy zerem a 5V. Układ ma nóżki połączone z zasilaniem 5V. Schemat aplikacyjny pokazuje, że są one połączone z układami logicznymi pracującymi na napięciu 5V. Jeśli jest jakiś sygnał w układach logicznych idzie on bezpośrednio do wyjścia audio, tak się dzieje. Tu właściwie nie ma tłumienia zakłóceń z zasilania. To dziwaczne. Jako projektant przykładam dużą wagę do tłumienia zakłóceń przenoszonych przez zasilanie. Poprawa w tym względzie daje poprawę dźwięku.
Chociaż tłumienie zakłóceń przenoszonych przez zasilanie to standardowy parametr, w tym układzie [MASH] było zupełnie popsute. Mają tysiące dobrych inżynierów, nie wiem jak mogli to przeoczyć. Odtwarzacze Technics były w ten sposób robione. Pomiarowo wypadały jednak dobrze.
GS: Jesteśmy znowu przy kwestii troski o szczegóły.
CE: Absolutnie. Kiedy zajmujemy się nowymi produktami, nowymi układami scalonymi jak choćby konwertery CA trzeba nauczyć się nie tylko tego co mówią specyfikacje.
GS: Zdarzają się niespodzianki kiedy porówna się specyfikacje z rzeczywistością?
CE: Czasami. Zależy gdzie się kupuje. Czasami firmy hi-fi zachowują się po przyjacielsku. Nieraz otrzymywałem cenne porady na temat różnych układów od ludzi, którzy używali je w swoich produktach i mówili na co trzeba zwrócić uwagę. Generalnie hi-fi to dość przyjacielska branża.
GS: Nie jest to być może Pańska specjalnością, bo w tej dziedzinie prym wiodą takie firmy jak Philips czy Sony, ale co sądzi Pan o przyszłości różnych standardów jak HDCD, DVD, DVD-Audio.
CE: HDCD? Nie wiem. Wygląda na wspaniałą technikę, która przyszła za późno. Nie ma tego w naszym sprzęcie, ale główną dlatego, że korzystamy z przetwornika CA typu delta-sigma z wbudowanym filtrem cyfrowym. DVD-Video będzie sukcesem. Pozostaje tylko pytanie czy stanie się to za rok-dwa czy za trzy-cztery. Według osób zajmujących się badaniem rynku DVD-ROM zacznie przejmować rynek CD-ROM za około dwa lata. Niektóre gry nie mieszczą się na jednym CD-ROM ale na kilku, na DVD zmieszczą się na jednym dysku. A kiedy pojawi się zapisywalne DVD-Video zacznie wypierać magnetowidy.
To będzie miało duży wpływ na rynek. Obecne odtwarzacze DVD-Video nie są zbyt dobrymi odtwarzaczami CD, mają duży jitter, ale to się zmieni.
Następna sprawa to DVD-Audio. Znając Boba Stuarta od 25 lat mam dla niego dużo szacunku. Jeśli twierdzi on, że SACD nie jest najlepszą drogą to raczej bym go poparł.
Chcielibyśmy kiedyś zacząć produkcję odtwarzacza DVD, który oczywiście odtwarzałby CD. Na razie to tylko koncepcja. Mamy natomiast zamiar by wcześniej wejść na rynek elektroniki do kina domowego. Mamy makietę, którą możemy zaprezentować. Pięciokanałowy wzmacniacz i dekoder. Chcieliśmy czegoś co wyglądem i cechami użytkowymi przypomina zwykły system stereo, podobnie jak kombinacja preamp/końcówka. Ale wbudowany jest dekoder Pro Logic, 6-kanałowe wejście dla wewnętrznego dekodera DVD. Reszta to głównie zwykłe wyposażenie audio. Wzmacniacz ma 5x40W. W zwykłym stereo można zmostkować cztery kanały i mamy wzmacniacz 2x100W.
GS: Interesujące jest, że jak dotąd nigdy nie zaprojektował Pan jakiegoś bardzo drogiego urządzenia. Czy jest jakiś szczególny powód, że tak się stało?
CE: Nie. W przypadku MI120 chcieliśmy się znaleźć w sektorze cenowym gdzie można robić rozsądne ilości, choć oczywiście nie masowo.
GS: Nie czuł Pan pokusy jako projektant?
CE: W serii M będziemy się posuwali w górę z upływem czasu. Przedwzmacniacz jest bardzo dobry i jest zamiar by dodać do niego wzmacniacz mocy. Odtwarzacz MCD500 to też krok w tym kierunku. Mieliśmy takie doświadczenia w NAD gdy powstał wzmacniacz 208, który był blisko dwa razy droższy od jakiegokolwiek produktu NAD, około 3 do 4 razy droższy od przedwzmanciaczy NAD. Odstawał on od całej oferty przez co słabo się sprzedawał. Nie wyklucza to produkcji droższych rzeczy w przyszłości, ale trzeba się posuwać w rozsądnych krokach.
GS: Przyjemną sprawą w przypadku Myryada jest to, że jako jedna z nielicznych nowych firm przebiła się na rynku bez jakichś sztuczek marketingowych. Po prostu zaczęła robić sprzęt, który wydawał się być dostatecznie dobrze zrobiony i dobrze grający. Choć znane nazwisko zapewne pomogło.
CE: Zrobiliśmy z tego tak duży użytek jak się tylko dało. Uruchamiając nową firmę potrzebowaliśmy każdej dostępnej pomocy. Miałem jakieś wyobrażenie o produkcie, który może odnieść sukces. Chociaż mieliśmy mało pieniędzy, na samym początku zatrudniliśmy dobrego projektanta, żeby mieć atrakcyjnie wyglądające i odróżniające się od innych urządzenia. Nie odnieślibyśmy na pewno takiego sukcesu - nawet gdyby brzmienie było jeszcze lepsze - gdybyśmy wyszli z prostym czarnym pudełkiem. Jest mnóstwo firm produkujących czarne pudełka, w każdym kraju jest ich wiele. Często brzmią wspaniale, są dobrze wykonane i wykończone, ale wyglądają tak samo. Sprzedaje się ich niewiele przez specjalistycznych dealerów i nigdy nie odniosą sukcesu. Chociaż nie zamierzamy podbijać świata, jednak chcielibyśmy by firma rozrosła się do przyzwoitych rozmiarów. Chcieliśmy czegoś, co wyróżni nasz produkt. Ten sposób działania, wejścia na rynek, dotarcia do dealerów przyniósł sukces. Na początku ludzie mówili: "To wygląda wspaniale, chcę to mieć. A tak przy okazji, jak dużo to kosztuje i czy gra przyzwoicie?" Reputacja na pewno pomogła. Znając źródło pochodzenia oczekiwano przyzwoitego brzmienia. Ale już na pierwszy rzut oka [dealerzy] mówili: "Tak, jestem w stanie to sprzedać". Mając zwykłe czarne pudełka nie wykonalibyśmy tak szybko tego pierwszego kroku. A sprzęt ładnie wygląda, dobrze się fotografuje. Mieliśmy okładki ze sprzętem Myryada na całym świecie.
GS: Ale nie próbowali Państwo dorobić jakiejś mitologii wspomagającej sprzedaż.
CE: To chyba moja natura. Jestem przede wszystkim inżynierem a nie guru. Nie jestem Julianem Verekerem. Jest on dobrym inżynierem, ale ma też ekspansywną osobowość i mówi innym co mają robić. Wierzę w wiedzę inżynieryjną.
GS: To chyba najbardziej pozytywna konkluzja naszej rozmowy, że umiejętności inżynierskie są potrzebne do osiągnięcia sukcesu w hi-fi.
CE: Muszą iść ręka w rękę z marketingiem.